Liczba rodzin przed trzydziestką mieszkających na swoim przez 10 lat spadła o 200 tys., wynika z ostatniego spisu powszechnego. Rodzin mniej, ale grupa dysponujących lokum kurczy się jeszcze szybciej. Zdecydowały: kryzys, bezlitosny dla młodych rynek pracy oraz europejskie wręcz ceny mieszkań w dużych miastach w Polsce. Plus te detale: nawet dom, dobudowany do rodziców metodą gospodarczą, siłami bliższych i dalszych kuzynów, trzeba przecież utrzymać. Dlatego rośnie zjawisko zwane po włosku bamboccioni, czyli zamieszkiwanie bardzo dorosłych już dzieci w domach swoich rodziców.
Ale nawet ci, co żyją na swoim, częściej niż kiedyś korzystają ze wsparcia finansowego rodziców, chociaż liczba tych po trzydziestce, którym udaje się zdobyć własne mieszkanie, powoli, ale rośnie. Nie maleje odsetek korzystających z pomocy babć (rzadziej dziadków) przy wychowaniu dzieci – a korzystać trzeba może nawet częściej, bo z pokolenia na pokolenie przybywa kobiet pracujących na więcej niż etat. A że sytuacja w Polsce mało sprzyjała dotąd karierom zawodowym kobiet (z danych Eurostatu wynika, że mamy jeden z najniższych odsetków zatrudnionych), te starsze mają czas, by pomóc przy wnukach.
Także to własne wyczekane mieszkanie – jak wynika z badań prof. Piotra Szukalskiego – w Polsce kupuje się zwykle tylko dzięki temu, że rodzice coś dołożyli – albo sfinansowali całość.
Wraca więc stara jak świat kwestia: jak się dogadać z teściami? I nawet jeśli modele życia się zmieniają – z rodzicami mieszka się patchworkowo, na zasadach partnerskich, w nowych wariantach typu: ona starsza czy więcej pracująca zawodowo, on młodszy czy zarabiający mniej – to sedno konfliktów wciąż pozostaje to samo. Fronty – kto z kim – przebiegają jak dawniej.