Tata wielodzietny
Tata wielodzietny. O urzędniku gminnym, który zapłodnił fikcyjnie kilkadziesiąt matek
Z końcem każdego miesiąca w Ośrodku Pomocy Społecznej gminy K., powiat Łuków, trwa zapomogowy zamęt: w wirtualnym programie Sygnity uaktualnia się listy podopiecznych. To system ultranowoczesny, można powiedzieć bezobsługowy. Niewymagający comiesięcznego szeleszczenia papierami w personalnych teczkach.
Zasiłkowy październik 2013 r. zapowiadał się zwyczajnie. Jednak Zofia W., starsza referent, z jakiegoś powodu czujniejsza niż zazwyczaj, zauważyła kilka nieprzyzwoicie wysokich jednorazowych zapomóg z tytułu becikowego dla sześciu matek. Zeszła na poziom analogowy, czyli do kartotek, nie znajdując jednak żadnego śladu po matkach w systemie papierowym. To ją zdziwiło. Gdyby tego miesiąca Zofia W. nie przyjęła mniej bezkrytycznej postawy wobec przepływu danych w powietrzu, nadal rósłby w gminie fikcyjny wskaźnik demograficzny.
1.
Więc idzie do kierowniczki, biorąc ze sobą dwie koleżanki z referatu (w tym księgową Jadwigę K., obsługującą program Home Banking), które też wyraziły zdziwienie. Informują przełożoną o formalnych nieprawidłowościach za październik względem sześciu beneficjentek płci żeńskiej, na które nie ma teczek. Tymczasem cyfrowy program generuje informację, iż urodziły sześcioro dzieci na becikową kwotę 20 190 zł. Wziąwszy pod uwagę realia, to są jednak horrendalne stawki.
Urzędniczki ślinią palce i – w tumanach kurzu – zestawiają pobieżnie digital z rzeczywistością realną. Znajdują ciągle to samo. W Sygnity od stycznia 2010 r. trwa baby boom, po którym nie ma śladu w segregatorach. A najbardziej niepokojące jest to, że choć zmieniają się nazwiska rodzących, numery kont, wytropionych przez Zofię W. – już nie. Z kontroli problemowej wynika, że konta te zasilono zapomogowo na sumę 400 tys.