Pszczoły zdobędą miasta
Trzy rodziny po 30–50 tys. pszczół każda chowają się zdrowo. Trwa moda na miejskie pasieki
Wiesław, emerytowany urzędnik Ministerstwa Finansów, cztery lata temu dał się namówić koledze leśnikowi na dwa ule. Dzisiaj w ogrodzie na warszawskiej Sadybie stoją trzy, bo trzeci przywiózł przed rokiem przyjaciel leśnik i pszczelarz. Wzdłuż płotu od wschodniej strony rośnie żywopłot, od zachodniej i północnej tuje. Jeden ul udaje murek, bo jest pomalowany w cegiełki, dwa pozostałe – żywopłot. Maskowania te były do 2014 r. jak najbardziej uzasadnione. Pszczoły jako „inwentarz gospodarski” – mówiły przepisy jeszcze z czasów głębokiego socjalizmu – wolno było hodować kilometr od siedzib ludzkich. A więc w mieście praktycznie nigdzie. We wrześniu 2014 r. radni stolicy zdecydowali, że ule można ustawiać w odległości 10 m od granicy nieruchomości, a nawet bliżej, jeśli zgodzi się na to sąsiad.
Początkowo przyjaciel leśnik często przyjeżdżał do Warszawy i pomagał Wiesławowi. Teraz już nie musi. Trzy rodziny po 30–50 tys. pszczół każda chowają się zdrowo. W zeszłym roku Wiesław wybrał prawie 70 kg miodu. – Pysznego i zdrowego – zapewnia i podsuwa słoiczek do spróbowania. Na własne oczy, a przede wszystkim kubki smakowe, można zaświadczyć, że miód jest przedni. Wytrawny, z przewagą lipy i posmakiem ziół oraz kwiatów owocowych. Wybrane 70 kg to nawet nie połowa tego, co wyprodukowały pszczółki. Niewybrany miód to pożywienie owadów, bo Wiesław nie uznaje dokarmiania cukrem: – To jakby nam fundować sztuczny miód.
Akcja ekologiczna
W czerwcu 2015 r. w ogrodach sejmowych ustawiono 10 uli. Z tęsknoty za racjonalnym, zgodnym działaniem, o które trudno w gmachu zgromadzenia narodowego? Bo pszczoły, jak żadne inne stworzenia, potrafią wspólnie i zgodnie podejmować decyzje, działać we wspólnym interesie.