Ulica Polska
Ulica Polska na Siekierkach. Choć to centrum obrastającej w elegancję stolicy, gorzej tu jest niż na wsi
Polska 33
Won, psiakrew! – słychać, jak drepcze ni to chodnikiem, ni to poboczem przez Polską Janusz, pensjonariusz noclegowni dla bezdomnych mężczyzn (Polska 33), a jego dreptanie słychać bardzo dobrze, bo won, psiakrew powtarzane regularnie nadaje dreptaniu lepsze tempo.
Won, psiakrew! – krzyczy zawsze Janusz, gdy tylko sobie przypomni własnego syna. Bo to przez niego kilka lat temu trafił na Polską. Przychodzi kiedyś syn – Won, psiakrew! – do jego mieszkania na warszawskim Wrzecionie, a z nim kobita, z taaakim brzuchem, sprowadził ją sobie. Janusz musiał ustąpić, opuścił mieszkanie, ale od tamtej chwili wyrzekł się rodziny, na jego pogrzeb nie mają prawa przyjść.
Tu na Polską trafił i tutaj chce już umrzeć. Za 490 zł miesięcznie mieszka w sześcioosobowym pokoju, na piętrze są trzy takie pokoje, w całym bloku osób 50, a bloki w noclegowni trzy. Za swoją emeryturę Janusz mógłby spokojnie wynająć mieszkanie, ale on woli wśród ludzi.
Jak ja bym miał tyle emerytury co ty, tobym tu nie siedział – mija Janusza Marek w fioletowej czapce, w której wygląda jak dobrotliwy skrzat, ale to tylko pozory, bo w noclegowni na Marka mówią Napoleon. Codziennie, gdy wychodzi z noclegowni z wózkiem na butelki, na portierni krzyczy: Vive la Pologne! I rusza z Polskiej w Polskę, choć zanim to nastąpi, przebić się musi przez gąszcz uprzedzeń oraz niesprawiedliwości.
Bo na Polskiej krzywo na nich, tych z noclegowni, patrzą, szczególnie gdy w Polskę, czyli do centrum Warszawy, wybierają się linią autobusową 108. Mówią, że jak po bezdomnych wsiądziesz do 108, to wysiądziesz potem cały pachnący jak oni. Ale to nieprawda, wzburza się Napoleon Marek, bo to inni bezdomni pachną, ci z pierwszego bloku, którzy są tu tylko od czasu do czasu, więc i od czasu do czasu się myją – nie to co oni, rezydenci stali.