Szok w trampkach
Dziadek miał przystań dla małolatek, seksualną
Artykuł się ukazał się w tygodniku POLITYKA w październiku 2009 r.
Aga i Sylwia pogniewały się i przez miesiąc nie rozmawiały, ale brak im było siebie, więc jeden, drugi esemes i postanowiły się spotkać i pogodzić. Może po południu?
Nie, Aga wtedy nie może, rodzice nie pozwolą jej wyjść z domu. Matka jest zdenerwowana, Aga tak dobrze się uczyła, udzielała się w grupie wolontariuszy. Rzadko wychodziła z domu. I nagle w gimnazjum coś się stało. Zaczęła wagarować, uciekać z domu, stopnie gwałtownie zmarniały. Szkoła nie posłała Agi do psychologa, do poradni. Matka jest sprzedawczynią, pracuje w Żabce, czasem do północy. Ma dwie córki. Mąż, operator urządzeń metalurgicznych, pracuje dorywczo.
Dyrektorka gimnazjum mówi o Adze: miła, grzeczna, nie było z nią żadnych kłopotów. Jeżeli uczeń zepsuje, zdaniem szkoły, czymś jej wizerunek, szkoła zawsze mówi: miły, grzeczny, bez kłopotów, jakby to, co zrobił, było niczyje, w żaden sposób ze szkołą niezwiązane. Ale dyrektorka Poradni Psychologiczno-Zawodowej w Tarnowskich Górach mówi, że na tym terenie – Bytom, góry, okolice – tylu jest uczniów, którzy sprawiają kłopoty wychowawcze, bo w domu przemoc, wódka i bieda, że nie sposób byłoby wszystkich objąć opieką. Jeśli uczeń wagaruje umiarkowanie, coś tam umie i nie jest nadto agresywny, to już w porządku.
Aga zaczęła chodzić do liceum plastycznego na projektowanie odzieży, w końcu stąd też można dojść do wymarzonych studiów z archeologii. Ale matka zabrała ją po tygodniu, bo ta szkoła za daleko od domu. W Bytomiu, na miejscu, jest szkoła zawodowa. Kierunek sprzedawca.
Czytaj także: Czy morderczynie powinno się karać łagodniej niż morderców?