Rozmowa ukazała się w tygodniku POLITYKA w październiku 2005 r.
JOANNA PODGÓRSKA: – Dlaczego Europejczyk przechodzi na islam?
PIOTR KALWAS: – To była bardzo głęboka potrzeba Boga, a islam to religia absolutnie i na wskroś monoteistyczna, bardzo odarta z celebry. Nie ma w niej pośredników między człowiekiem a Bogiem. Jest prosta, surowa i wszechobejmująca. Tego brakowało mi w katolicyzmie. Tego w ogóle mi brakowało.
Jak pan trafił na islam?
Prozaicznie. Miałem płytę z Pakistanu. Facet grał na sitarze i śpiewał. Pierwszy utwór to była pierwsza sura z Koranu. Słuchałem nie wiedząc, co to jest. A śpiewał tak pięknie, że mną to wstrząsnęło. Czułem, że muszę dowiedzieć się, co on śpiewa. Kupiłem Koran i przeczytałem w ciągu jednej doby. Czytałem cały dzień i całą noc. Tak się zaczęło. Potem zacząłem chodzić do meczetu na spotkania i rozmowy, kupować książki. Ta religia niesamowicie wchodzi w człowieka, bo się ją cały czas praktykuje. Człowiek wstaje i cały czas myśli o islamie robiąc prozaiczne rzeczy. To dziwne uczucie, ale po kilku miesiącach zorientowałem się, że jestem całkowicie muzułmaninem, że myślę, jem, zasypiam i wstaję jako muzułmanin. To religia, która totalnie zmieniła moje życie, przeniknęła całe jestestwo. Sam się tego nie spodziewałem.
Pięknie pisze pan w swojej książce o monoteizmie w islamie. To pusta ściana meczetu i człowiek naprzeciwko niej. Bóg definiowany jak obraz Malewicza: biały kwadrat na białym tle. Ale w islamie, oprócz tego monoteistycznego jądra, jest przecież mnóstwo obrządku, stukania głową o podłogę. To jakoś nie pasuje.
Sama idea tej religii jest prosta i przejrzysta. To tylko oddawanie czci Bogu. Ale rzeczywiście jest to religia całodobowa.