Klasyki Polityki

Koniec historii według Chomeiniego

Ajatollah Chomeini wrócił do Teheranu w 1979 r. po 15-letniej emigracji we Francji. Obalił szacha, ustanowił państwo religijne, które wciąż nieźle się trzyma. Ajatollah Chomeini wrócił do Teheranu w 1979 r. po 15-letniej emigracji we Francji. Obalił szacha, ustanowił państwo religijne, które wciąż nieźle się trzyma. Corbis
Jak ajatollah Chomeini obalał szacha i co z tego przyszło Iranowi.

Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA w czerwcu 2004 r. W tym roku 3 czerwca wypadła 30 rocznica śmierci ajatollaha Chomeiniego i 40. przejęcia przez niego władzy w Iranie

Ajatollah Ruhollah Chomeini umarł 15 lat temu. Dzieło, które stworzył, przeżyło swego ojca i ma się dobrze. Jest to pionierskie państwo fundamentalizmu islamskiego.

Chomeini obalał szacha Iranu Mohammeda Rezę Pahlaviego długo i metodycznie, rozsadzał jego system od wewnątrz, atakował z zagranicy. I dopiął swego pokazując światu, że nawet najbardziej sprawna dyktatura – i to w dodatku popierana przez supermocarstwo – runie, jeśli zmusić ją do wyczerpania możliwości represyjnych. Gdyby było to po upadku Związku Radzieckiego, którego zapaść dodała sił ciemiężonym społeczeństwom części Azji, uznalibyśmy Chomeiniego za teologa, który sprytnie wykorzystał okazję. Ale on obalił dyktaturę – i zniszczył ją, zastąpiwszy inną – w 1978 r., kiedy Związek Radziecki był ciągle potężny. Ma więc Chomeini, nawet po śmierci, charyzmę, albowiem dokonał rzeczy nie do pomyślenia.

Potomek przybyszów z Indii (ze stolicy Uttar Pradesz – Lucknow), zajmował się Chomeini za młodu studiami islamskimi w irańskiej stolicy szyizmu Qum. Praktykował mistycyzm i ascezę. Dla duchownego w średnim wieku tzw. biała rewolucja szacha z 1963 r. była obelgą i stała się przyczyną śmiertelnej nienawiści do monarchy. Bo jakże to: reforma rolna! Ziemię daje szach, nie Bóg. Nacjonalizacja lasów. Lasy, jak wszystko, należą do Boga! Prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych w celu sfinansowania reformy rolnej. Podział zysków z produkcji przemysłowej! Likwidacja analfabetyzmu! Równouprawnienie kobiet!

Jednym słowem modernizacja. Jednym słowem westernizacja. Jednym słowem ruja i porubstwo. I tak już Teheran w latach 60. wyglądał jak Paryż Wschodu. Dziewczyny w minispódniczkach, perfumy najnowszych marek, whisky i wina w każdym barze, w każdej kawiarni. Nie zrozumie tego mistyk. Nie wybaczy asceta.

Na dodatek szach nadał amerykańskim ekspertom wojskowym immunitety dyplomatyczne. I zaczął przygotowania do obchodów 2500-lecia cesarstwa Iranu jako szachinszach. Chomeini zajmujący się islamską koncepcją państwa uważał, że tytuł króla królów jest szczególną obelgą dla islamu. W islamie nie może być monarchii, może być jedynie republika. W islamie ma rządzić – tak uważał Chomeini – nie „król królów”, lecz najwyższa rada mędrców, ekspertów prawnych, którzy zweryfikują każdą decyzję wszelkiej innej pomniejszej władzy, sprawdzając jej zgodność z prawem koranicznym. Tak uważał Chomeini w 1963 r. i tak jest do dziś, w 40 lat później, kiedy imama nie ma już między żywymi.

Szach był wtedy postacią światową. Uniwersytety europejskie przyznawały mu doktoraty honoris causa. W Międzynarodowym Festiwalu Sztuki w Sziraz uczestniczyły grupy artystyczne najwyższej klasy. (W drodze do Sziraz zginął w katastrofie lotniczej pod Damaszkiem najwybitniejszy podówczas twórca teatru polskiego Konrad Swinarski). Ale informacja była represjonowana. Nikt w gruncie rzeczy nie wiedział, co się tam dzieje i nikt się tym specjalnie nie przejmował. Wydawało się, że z grubsza jest w porządku.

Kiedy Chomeini wygłosił przemówienie przeciwko białej rewolucji, obchodom 2500-lecia oraz poddaństwu szacha wobec USA, a treść mowy wydrukował i okleił nią całe miasto Qum, szach rzucił przeciwko duchownym spadochroniarzy z policji politycznej Savak, która prócz funkcji szpiclowskich i katowskich musiała także pełnić zadania formacji komandosów. Zginęło wtedy 10 tys. osób w samym Qum. Szach uważał, że na tym koniec, gdy tymczasem wtedy właśnie zaczęło się na dobre.

Chomeiniego straszono więzieniem, trzymano w areszcie, którego zresztą nie trzeba było na ascetę nakładać, bo i tak sam mu się poddawał, wreszcie skazano na banicję, wcale mu nie przykrą, bo pojechał do Iraku, gdzie znajdują się dwa najświętsze miejsca szyizmu (Nadżaf i Karbala, obydwa dziś w polskiej strefie). Szach nie uważał Chomeiniego za poważnego przeciwnika. Zresztą – zapewne nigdy wtedy o nim nie słyszał. Miał poparcie wielu kupionych mułłów i to mu wystarczało.

Ulubioną torturą w katowniach Savak było wkładanie głowy nieszczęśnika do pudła wypełnionego karaluchami, które wżerały się w każdy otwór twarzy. Na stosunki azjatyckie technika ta trzymała się swoistych standardów. Ale męczeństwo szyitom niestraszne, o czym szach, niezbyt dbały o znajomość religii, nie wiedział. Mękami niczego się na Wschodzie nie wymusi, bo to część kondycji człowieka.

Szach przegrywał, bo jego korzenie sięgały raptem jednego pokolenia wstecz. Jego ojciec dokonał zamachu stanu, po którym objął władzę i przekazał ją na polecenie Anglików i Amerykanów synowi, który utrzymywał się na tronie dzięki poparciu USA, co Irańczycy porównywali z czasami dominacji potęg europejskich. Cesarz w drugim pokoleniu zawłaszczający tradycję 2500 lat historii Persów – to nawet dla niewykształconych Irańczyków było nonszalancją i arogancją ponad wytrzymałość. Lekceważył mułłów, a nawet zaczął wchodzić w ich buty, bo pomyślał o możliwości połączenia przywództwa politycznego z religijnym w jednej, swojej, osobie. Wprowadził kalendarz różny od muzułmańskiego, ale wywodzący jego dynastię sprzed 2500 lat.

Konflikt ascety z playboyem, ubóstwa z zawstydzającym bogactwem, mułły nie widzącego kobiet ze światowcem, którego pierwszą żoną była cesarzowa Soraya, a drugą – modelka Farah Diba, prowadził do frontalnego starcia, w którym za mistykiem wystąpiła powszechna irańska, tradycyjna, pustynna, plemienna bieda, a za szachem kilkudziesięciu generałów.

Chomeini wiedział, że generałowie nie uratują szacha, jeśli żołnierze będą po stronie mułłów. Uważał, że w starciach z wojskiem cywile powinni ginąć dotąd, aż żołnierze uświadomią sobie, że mordują własnych braci.

Było jasne, że szach, aby opanować sytuację, musiałby na własny naród rzucić bombę atomową, której przecież nie miał. Amerykanie patrzyli na jego zmagania z niepokojem, ale ówczesny prezydent Jimmy Carter pozbawił się argumentów, albowiem wygrał wybory jako champion praw człowieka (zwłaszcza w Europie Wschodniej) nie zdając sobie sprawy, że łamanie praw człowieka to powszechne praktyki w niemal całym świecie latynoamerykańskim, a w Azji przede wszystkim w Iranie. Sowieci Leonida Breżniewa natomiast patrzyli na Iran łakomym wzrokiem, albowiem od czasów II wojny światowej obowiązywało ich nieformalne porozumienie z Anglikami, że w razie czego podzielą ten kraj z nimi na dwie strefy.

Szach wyjechał za granicę na „leczenie”, zresztą czuł się źle. Amerykanie nie chcieli go u siebie, przygarnął szachinszacha nieformalny przywódca Panamy generał Omar Torrijos, który dał Rezie Pahlaviemu na schronienie i wypoczynek przepiękną wyspę na Pacyfiku – Contadora. To znaczy – wynajął.

W dwa tygodnie po wyjeździe szacha w pamiętnym 1979 r. Chomeini był już w Teheranie. Jego współpracownicy wchodzili w wolnych chwilach do pomieszczeń, gdzie w wielkich chłodniach znajdowały się głębokie szuflady, a w szufladach leżeli zamrożeni generałowie monarchy. Wyciągano szuflady, patrzono z niedowierzaniem na umundurowanych satrapów, medytowano nad wielkością imama, zasuwano szuflady i wracano do dalszych zajęć.

Kiedy strażnicy rewolucji islamskiej zajęli ambasadę USA w Teheranie i wzięli tam 53 zakładników jako szpiegów Wielkiego Szatana (w tymże1979 r.), Amerykanie zaplanowali akcję ratunkową. W Zatoce Perskiej pojawiła się największa armada USA, jaka gdziekolwiek operowała po II wojnie światowej. Breżniew uznał, że to inwazja na Iran, więc pomyślał o potrzebie zajęcia choćby Afganistanu. Tak to Amerykanie wpakowali Sowietów w afgańskie piekło, które przyczyniło się do śmierci imperium moskiewskiego.

Tymczasem Chomeini, który zawsze był teologiem, a nigdy politykiem, wezwał szyitów z Iraku do obalenia świeckiego dyktatora Saddama Husajna, który w istocie niczym nie różnił się od szacha. Wtedy Husajn zaapelował do Arabów mieszkających w przygranicznych prowincjach Iranu, aby zbuntowali się przeciwko teokratycznej dyktaturze. A potem po prostu zaatakował Chomeiniego przy pełnym poparciu prezydenta Cartera. Bezsensowna wojna trwała 10 lat, kosztowała co najmniej 110 mld dol. i zakończyła się niczym.

Po upadku sztywnego systemu (jak dyktatura szacha w Iranie czy KPZR w ZSRR) następuje rewiwalizm religijny. Jest to mniej odrodzenie religijne, a bardziej dogmat i liturgia Wschodu. Założenia rewiwalizmu to: 1. świadomość impotencji społeczeństwa pod rządami poprzedniej dyktatury, 2. rozczarowanie Zachodem, 3. potrzeba wyartykułowania autentycznej tożsamości. Rewiwaliści to albo konserwatyści, albo fundamentaliści. Zalecają powrót do Koranu i Proroka, mają obsesję męczeństwa, krwi, zła, diabłów, wyrażają moc zniszczenia i nietolerancji. Usprawiedliwiają wszelkie represje wobec inaczej myślących mniejszości. Jest to znany z innych religii konflikt między wiedzą a wiarą.

Dla Chomeiniego największymi problemami społecznymi były: alkohol, cudzołóstwo, homoseksualizm, pornografia, przerywanie postu, wolność słowa i praktykowanie innowierczych, zwłaszcza Bahai, zgromadzeń religijnych. Czyli społeczeństwo doskonałe, ściśle kontrolowane pod tymi zwłaszcza względami. Metodą prześladowań i tortur. Nie do pomyślenia równość kobiet (za szacha nie było czadorów, obowiązywał m.in. zakaz wybierania 9-letnich dziewczynek na małżonki i zakaz tymczasowych małżeństw). Chomeini wezwał do odbudowy społeczeństwa patriarchalnego. Nie wolno było pić, ale i palić. Amulety były zakazane, podobnie jak magia, muzyka, procesje, wesela, uroczystości obrzezania, żałoba i odwiedzanie grobów. I dżinsy. I muzyka Zachodu, zwłaszcza rock i pop.

Fundamentalizm Chomeiniego mówił o państwie panislamskim, które trzeba zbudować przeciwko zachodniej ekspansji militarnej, był autorytarną formą dyskursu, totalitarną retoryką duchownych muzułmańskich, którzy zawsze mają rację. Fundamentalizm podobny jest w tym do stalinizmu i hitleryzmu. Opiera się na ślepej wierze w absolutne wartości doktrynalne. Dodatkowo fundamentalizm Chomeiniego to mit o końcu historii. (Ciekawe, czy Francis Fukuyama wiedział, że ma takiego intelektualnego poprzednika).

Polityka zagraniczna Chomeiniego założyła jedność muzułmanów sterowaną z Iranu. Ale partie fundamentalistyczne na garnuszku Teheranu nie osiągnęły znaczących sukcesów w krajach Zatoki. Rywalizacja z Saudami spolaryzowała ten świat. Obecność Amerykanów w Iraku jeszcze tylko bardziej dziś komplikuje sytuację.

Hezbollah, czyli organizacja terrorystyczna Palestyńczyków w Libanie i Izraelu, powstała po zwycięstwie Chomeiniego w Iranie. Kieruje nią i finansuje cały czas wywiad irański. Szach po cichu uprawiał terroryzm zagraniczny, a Chomeini czynił to bez skrępowania. Eliminował przeciwników za granicą (na przykład Kurdów w Berlinie w 1996 r.), a za głowę Salmana Rushdiego, autora „Szatańskich wersetów”, wyznaczono nagrodę na podstawie fatwy, czyli orzeczenia religijnego, które ogłosił w Qum sam ajatollah.

Chomeini mówił: „Właściwe nauczanie islamu przekształca wszystkich uczniów w mudżahedinów”. W Afganistanie i Pakistanie przepis ten zastosowano dosłownie. Uczniowie szkół koranicznych, czyli talibowie, stali się bojownikami o islam, czyli mudżahedinami. Uważają, że nie można być dobrym muzułmaninem nie będąc talibem.

Fundamentalizm jako termin zrobił karierę w USA (w latach 20.), ale dotyczył protestantyzmu. Oznacza literalnie postulat oparcia porządku społecznego i politycznego na zasadach wywiedzionych ze świętych ksiąg, których nie można interpretować. Jest więc swego rodzaju totalitaryzmem religijnym. Brawurowe dojście do władzy Chomeiniego dało asumpt do rozważań, czy mamy do czynienia ze światowym zespołem prądów rewolucyjnych o charakterze religijno-polityczno-fundamentalistycznym. Debatując o zjawiskach religii i polityki naukowcy amerykańscy na początku 1990 r. dostrzegli coś na kształt rodzącego się globalnego fundamentalizmu islamskiego. Dziś – na podstawie obserwacji działań Al-Kaidy – można powiedzieć, że mieli rację.

Fundamentalizm islamski jest zapewne odpowiedzią na procesy globalizacyjne. To nie tyle odrzucenie westernizacji, modernizacji i kapitalizmu, co reakcja na niepowodzenia liberalizmu islamskiego w XIX i XX w. Wyrosła po ostatecznej klęsce islamu jako religii, która na gruncie Koranu uznawała użyteczność racji, nauki i technologii. Tak w świecie. A w samym Iranie?

Tradycyjne warstwy średnie widziały w Chomeinim zwolennika własności prywatnej i bazaru (instytucji na Wschodzie podstawowej). Nowoczesne warstwy średnie uważały go za radykalnego nacjonalistę, który położy kres monarchii i obcym wpływom. Wielkomiejska klasa robotnicza widziała w nim obrońcę sprawiedliwości społecznej, którą można osiągnąć transferując władzę od bogatych do biednych i potrzebujących. Biedacy na wsi widzieli w nim natomiast nadzieję na kawałek ziemi uprawnej, studnię z pitną wodą, drogę na wsi i elektryczność, szkołę i system irygacji.

Po 25 latach pionierskiego państwa fundamentalizmu widać, że wszyscy zostali oszukani. Chomeini szybko chwycił swoich rodaków za gardło używając policji i służby bezpieczeństwa, czyli metod szacha. Następcy Chomeiniego ulepszyli jeszcze te metody. I nie wyobrażają sobie, żeby mogło być inaczej. Z tego właśnie powodu mamy do czynienia w Iranie (zdaniem ajatollahów) z końcem historii.

Młodzi Irańczycy nienawidzą reżimu, bo wiedzą od swoich krewnych-emigrantów, jak można żyć w świecie, kiedy jest on demokratyczny i wolny. Ale nadzieje na demokratyzację Bliskiego Wschodu po interwencji prezydenta George’a Busha w Iraku legły w gruzach. Ponieważ fundamentalizm jest niereformowalny, a nigdzie indziej nie zaistniał, przeto mit o końcu historii obali kolejna rewolucja, bez której ani rusz.

Tyle tylko, że z powodu amerykańskiej interwencji w Iraku będzie się ona trochę musiała opóźnić, bo bałaganu irańskiego po sąsiedzku z chaosem irackim świat może nie wytrzymać, z przyczyn głównie energetycznych, czyli przebijających sufit krzywych cen ropy.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną