Klasyki Polityki

Faszyści z Ziemi Świętej

Otwarcie Domu Ludowego w Saronie, pierwszej palestyńskiej osadzie niemieckich pielgrzymów Otwarcie Domu Ludowego w Saronie, pierwszej palestyńskiej osadzie niemieckich pielgrzymów Archiwum
Luterańska sekta Niemców z Wirtembergii wywędrowała w XIX w. do Palestyny. Tam zderzyła się z ideą syjonistyczną. To ją potem pchnęło w objęcia nazizmu.
Dom Martina Blaicha w Betlejem GalilejskimArchiwum Alberta Blaicha/materiały prasowe Dom Martina Blaicha w Betlejem Galilejskim
Lata 30. XX w., manifestacje nazistowskie w Betlejem Galilejskim. Zdjęcia pochodzą  ze zbiorów Kobiego FleischmanaArchiwum Kobiego Fleischmana/materiały prasowe Lata 30. XX w., manifestacje nazistowskie w Betlejem Galilejskim. Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Kobiego Fleischmana

Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA w październiku 2007 r. Autor tekstu zmarł w 2015 r.

Zbawienie było w zasięgu ręki, a Christoph Hoffman, zbuntowany działacz luterański z Wirtembergii, był przekonany, iż posiada dostateczną siłę woli, determinacji i głębokiej wiary, aby słowa stały się czynem. Zaczynała się druga połowa XIX stulecia. Wirtembergia, podniesiona do rangi królestwa przez Napoleona, od początku wieku chłostana nędzą i bezrobociem, pogrążona była w niekończących się dysputach religijnych, a liczni wirtemberczycy odmawiali uznania zasad Unii Pruskiej, która połączyła zwaśnione Kościoły luterańskie i reformowane. Szukający nie tyle łaski Pańskiej co chleba, masowo emigrowali nad Wołgę i na Zakaukazie, gdzie car nadawał im ziemię, a mężczyzn zwalniał od wieloletniej służby wojskowej. Niemiecka siła robocza była w Rosji wysoko ceniona.

Lecz Christoph Hoffman, syn notariusza, zagorzałego pietysty, urodzony w 1815 r. i wychowany w separatystycznej gminie założonej przez ojca w miejscowości Kornthal, wskazał rodakom inny kierunek ucieczki od wszelkiego zła: Ziemię Świętą. Pietyzm, od łacińskiego pietas – pobożność, był to nurt religijny w luteranizmie w XVII i XVIII w., kładący nacisk na rozbudzenie uczuć religijnych poprzez modlitwę, studiowanie Pisma Świętego oraz działalność charytatywną. Przyczynił się do rozkwitu licznych misji protestanckich.

Kolonia Niemiecka w Jerozolimie

Christoph poszedł w swej wierze o krok dalej od ojca, a ściślej mówiąc, o 2,5 tys. km w linii prostej. Pietyzm głosił pogląd o powszechnym kapłaństwie wiernych i zwalczał absolutyzm kleru oraz oschłość istniejącej wówczas liturgii. Hoffman i jego ideowy towarzysz, kupiec z Ludwigsburga Georg David Hardegg, doszli do przekonania, że kler, jakikolwiek by był, utrudnia duchowy kontakt człowieka ze Stwórcą. „Dlatego jedynym rozwiązaniem jest stworzenie wolnej od nacisków wspólnoty, ponieważ człowiek nie może pozostać czysty, dopóki żyje w grzesznym społeczeństwie. Wspólnota taka musi powstać w Palestynie, ziemi, która dała nam Stary Testament i była świadkiem Objawienia” – pisał Hoffman w redagowanym przez siebie piśmie „Die Warte”.

Christoph Hoffman zmarł w 1885 r.; jego grób znajduje się na jerozolimskim cmentarzu, w dzielnicy znanej jako German Colony (Kolonia Niemiecka). Gdybyż wiedział, dokąd stoczyła się jego idea i jak tragicznie zakończyły się dzieje współwyznawców! Ale gdy w sierpniu 1868 r. pierwszy statek powstałej pięć lat wcześniej Wspólnoty Świątyni (Tempelgesellschaft, wyrosłej z Towarzystwa dla Zebrania Ludu Bożego w Jerozolimie, grupy wyznaniowej założonej w 1845 r. przez Christopha Hoffmana) zarzucił kotwicę na redzie portu rybackiego w Hajfie, nadzieje ideowych imigrantów wznosiły się pod niebiosa. Po drugiej stronie zatoki jak przez mgłę widoczne były mury Akki wzniesione przez zakon templariuszy w XII stuleciu.

Ale nazwa wirtemberskiej wspólnoty, tych templariuszy XIX w., nie wywodziła się od zakonu, który powstał w okresie wypraw krzyżowych, lecz nawiązywała bezpośrednio do wersetu z pierwszego listu św. Pawła do Koryntian: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią (po niemiecku Tempel – przyp. aut.) Boga i że Duch Boży mieszka w was?”.

Wiara bez kleru

Wszystko to działo się niemal 30 lat przed pierwszym Kongresem Syjonistycznym w Bazylei, na którym Teodor Herzel zbudował ideowe podwaliny państwa syjonistycznego. Wprawdzie w Palestynie istniały już nieliczne żydowskie osady rolnicze, a w Jerozolimie, Sefadzie, Tyberiadzie i Jaffie prosperowały gminy żydowskie, lecz przybysze z Niemiec od pierwszej chwili odcięli się od miejscowych Żydów. To oni, a nie Żydzi, byli ludźmi Boga, zalążkiem narodu wybranego i na ich barkach spoczywało zbawienie nie tylko własnej duszy, ale i świata, który coraz bardziej pogrążał się w grzechach.

Wyjazd Hoffmana z Niemiec – który już w 1848 r. zrezygnował z mandatu poselskiego w wirtemberskim parlamencie, aby móc oddać się pracy duszpasterskiej – poprzedzony był ekskomuniką. Wierny zasadzie: wiara bez kleru, chrzcił dzieci członków swego zrzeszenia, nie posiadając wymaganych święceń. Hardegg ze swej strony miał na pieńku z władzą świecką. Jego przekonania religijne skrystalizowały się w celi, w której spędził kilka lat, skazany za udział w próbach założenia republiki niemieckiej (1832 r.).

Żelazna dyscyplina

Podczas gdy Hoffman pogrążył się w duchowych aspektach emigracji do Ziemi Świętej, Hardegg dbał o praktyczną stronę wyprawy. Gdy parlament we Frankfurcie nie zgodził się na wysłanie petycji do sułtana osmańskiego z prośbą o udzielenie przyjaciołom Jerozolimy specjalnych przywilejów osiedleńczych, założyciele ruchu zrozumieli, że wyjazd do Ziemi Świętej musi być poprzedzony wieloletnimi przygotowaniami. Kierując się głębokim przekonaniem, że od ich determinacji zależy duchowa przyszłość ludzkości, gotowi byli zainwestować w mesjanistyczną wizję osadnictwa nie tylko całą duszę, ale również wszystkie oszczędzone pieniądze.

Zamożny członek wspólnoty Martin Blaich nabył w 1856 r. majątek ziemski Kirschenhardhof, a zarząd wspólnoty otworzył tam szkołę dla starannie dobieranych kandydatów na wyjazd oraz ich rodzin. Ważne były nie tylko wartości duchowe, ale również umiejętności zawodowe. Przede wszystkim potrzebni byli rzemieślnicy oraz wykwalifikowani rolnicy, a także lekarze, absolwenci agronomii i inżynierowie, którzy mieli projektować domy przyszłych osadników i ich gospodarstwa. Pomyślano także o doborze kadry administracyjnej. Każdy szczegół przyszłego życia w Palestynie był starannie zaplanowany. W Kirschenhardhof panowała żelazna dyscyplina, a każdy, kto myślał inaczej niż nowi prorocy zbawienia, bywał natychmiast relegowany z tej jedynej w swoim rodzaju uczelni.

Gdy we wrześniu 1845 r. Christoph Hoffman przewodniczył w Ludwigsburgu zjazdowi założycielskiemu Towarzystwa dla Zebrania Ludu Bożego w Jerozolimie, był przekonany, że jego nowatorskie idee pociągną za sobą setki tysięcy ludzi. 11 lat później Hoffman i Hardegg zdali już sobie sprawę, że nigdy nie stworzą masowego ruchu religijnego. Nie więcej niż 750 mieszkańców Wirtembergii podpisało statut wybierającej się do Palestyny Wspólnoty Świątyni. Tak więc nabór chętnych do czystego życia w Ziemi Świętej musiał być szczególnie skrupulatny. Zwłaszcza że Hoffman i Hardegg w 1858 r. odbyli podróż badawczą i przekonali się naocznie, jak trudne będą warunki bytu na Bliskim Wschodzie. Cały region zakażony był malarią, rolnictwo było zacofane, przemysł nie istniał. Ogromna większość ludności arabskiej żyła w nędzy i niechętnym okiem spoglądała na obcych wszelakiej maści.

Pomarańcze z Jaffy

Wierni zasadzie tradycyjnego niemieckiego porządku członkowie wspólnoty zaczynali od podstaw: najpierw wykupili od hajfskich Arabów działki pod budowę pierwszych domów, zaraz po tym postawili warsztaty zapewniające pracę rzemieślnikom, a dopiero kilka lat później przystąpili do uprawy ziemi. Zamożna rodzina Martina Blaicha, tego samego, który sfinansował powstanie ośrodka szkoleniowego w Wirtembergii, założyła osiedle w pobliżu Nazaretu i nazwała je Betlejem Galilejskim. Ich dom zachował się niemal bez zmian, a po powstaniu państwa Izrael wprowadziła się do solidnego, kamiennego budynku żydowska rodzina Fleischmanów. Niemałe było zdziwienie Kobiego Fleischmana, gdy pewnego dnia, szperając w starych skrzyniach na strychu, odkrył zbiór zapomnianych insygniów nazistowskich.

Nie wyprzedzajmy jednak biegu historii. Już pod koniec XIX stulecia rolnicy z Betlejem Galilejskiego zasadzili własne gaje cytrusowe, a po kilku latach intensywnej pracy, stosując nowoczesne metody uprawy, rozpoczęli eksport pomarańczy opatrzonych niemieckim napisem: „Jaffo Orangen, Palaestina”. Dopiero 30 lat później pojawiły się na rynkach europejskich znane izraelskie jaffskie pomarańcze i mandarynki. Syjonistyczni koloniści brali przykład z niemieckich imigrantów, kopiowali ich systemy irygacyjne i w ślad za członkami Wspólnoty Świątyni zaczęli sprowadzać z Australii drzewa eukaliptusowe wysuszające mokradła, gdzie wylęgały się roznoszące malarię komary.

Losy rodzin templariuszy

Wizja mesjanistyczna, połączona z usilną pracą, a także przywiezionym kapitałem, dawała wspaniałe rezultaty. Nie zapominając ani na chwilę o celu duchowym, który im przyświecał, nowi templariusze zaczęli się wzbogacać. Synowie Georga Hardegga zbudowali w Hajfie pierwszy w tym mieście luksusowy hotel. Jego arabska obsługa nosiła odzież roboczą z niemieckimi napisami. Niektórzy osadnicy nabywali ziemię nadającą się pod uprawę winnic, ale krzewy winnej latorośli sprowadzane znad Renu odmawiały posłuszeństwa w suchej palestyńskiej ziemi. Niepowodzenia nie zraziły świątynników do dalszych prób. Postanowili skorzystać z doświadczenia francuskich Rotszyldów. Ci nie odmówili pomocy. To oni zbudowali pierwszą udaną (istniejącą do dzisiaj) winiarnię Carmel-Mizrahi w miejscowości Riszon-le-Cyjon.

Zabudowania wytwórni win zaprojektował popularny w społeczności Wspólnoty Świątyni architekt i kartograf Gottlieb Schumacher. Była to postać o niezwykłym życiorysie. W latach, gdy Hoffman i Hardegg zakładali w Ludwigsburgu swe Towarzystwo dla Zebrania Ludu Bożego w Jerozolimie, ojciec Gottlieba Jakub skierował kroki w przeciwnym kierunku. W połowie XIX stulecia stworzył w Buffalo pierwszą w Ameryce kolonię pietystów.

Próba zakorzenienia się w ziemi pozbawionej tradycji charakteryzujących Ziemię Świętą zakończyła się fiaskiem. Jakub opuścił Stany Zjednoczone i z małą grupą wiernych przyłączył się do templariuszy Hoffmana w Palestynie. Jego dalsze losy uległy zapomnieniu. Natomiast wiadomo, że jego syn Gottlieb uczestniczył w budowie tureckiej trakcji kolejowej z Hajfy nad jezioro Genezaret (wykonał pomiary linii Hajfa–Damaszek oraz dokonał pierwszych dokładnych pomiarów kartograficznych Wyżyny Golan).

Rodzina Wagnerów, chyba najbogatsza wśród templariuszy, otrzymała przedstawicielstwo niemieckiego koncernu maszynowego Deutz i już pod koniec XIX w. uruchomiła własne warsztaty w Jaffie. W drugim pokoleniu Wagnerowie sprowadzili do Palestyny jeden z pierwszych samochodów osobowych. Zarobki takich ludzi jak Hardegg czy Wagner umożliwiały dalsze inwestycje. Jak grzyby po deszczu wyrastały nowe osiedla. Zaraz po Hajfie była Walhalla wzniesiona w Jaffie w 1869 r. To tutaj mieszkał Christoph Hoffman, zanim wraz z całą Radą Starszych przeniósł się do Jerozolimy.

Gdy w 1898 r. cesarz Wilhelm II odbył pielgrzymkę do Jerozolimy, nowi templariusze wybudowali na jego cześć osiedle, które nazwali Wilhelma. Przemianowane w Izraelu na Bejt Atarot leży dzisiaj w bezpośredniej bliskości lotniska międzynarodowego im. Ben Guriona.

Wkrótce po tym powstała Sarona, pierwsza palestyńska osada wyposażona w system miejskich wodociągów i kanalizacji. Domki jednorodzinne Sarony wtopiły się później w zabudowę telawiwskiej aglomeracji. Dom Ludowy Wspólnoty Świątyni otwarty w 1911 r. został ostatnio przesunięty na szynach o 50 m, aby umożliwić budowę jednej z ważniejszych arterii komunikacyjnych miasta.

W domach ludowych odbywały się modły, ale także spotkania towarzyskie. Członkowie wspólnoty religijnej, bez względu na miejsce zamieszkania, utrzymywali ze sobą ścisłe kontakty, a w długie, ciepłe wieczory prowadzili niekończące się debaty o życiu doczesnym i życiu przyszłym. Nawet śmierć ich nie dzieliła, bo cmentarz był tylko jeden, usytuowany w Jerozolimie, gdzie zbudowali wielką dzielnicę do dziś noszącą nazwę Kolonii Niemieckiej. Na grobie pochowanego tam Christopha Hoffmana nieznana ręka co tydzień kładzie świeże kwiaty.

Ojcowie i synowie w dwóch obozach

Członków Tempelgesellschaft w Hajfie charakteryzował niechętny, często wręcz wrogi stosunek do ludności żydowskiej, motywowany światopoglądem religijnym. Wprawdzie z biegiem lat rzeczywistość zmuszała ich do nawiązywania kontaktów handlowych z kibucami i przedsiębiorstwami należącymi do Żydów, lecz nie na tym tle zarysowały się pierwsze rysy na murze jedności. Powiew rozłamu ideowego nadchodził ze starego kraju, z Niemiec.

50 lat po śmierci Christopha Hoffmana, gdy osadnictwo członków Tempelgesellschaft w Ziemi Świętej wydawało się zbudowane na niepodważalnych fundamentach, wnuki i wnuczki pokolenia założycieli zarazili się bakcylem narodowego socjalizmu. Pod koniec lat 20., obok Nowego Testamentu i kompletów miesięcznika „Die Warte”, pojawiło się w szafach bibliotecznych w Saronie, w Wilhelmie i w Betlejem Galilejskim także „Mein Kampf” Adolfa Hitlera. Wkrótce po tym zawędrowało również do Jerozolimy, gdzie raz w miesiącu obradowała Rada Wspólnoty Świątyni. Członkowie rady byli mocno zaniepokojeni. W licznych debatach wyrażali obawę, że pietyzm i narodowy socjalizm nie mogą współistnieć i że zarysowujące się na horyzoncie zmiany ideowe zwiastują koniec dokonanego dzieła.

Pesymistyczne przewidywania szybko przekształciły się w czarną rzeczywistość. Po dojściu Hitlera do władzy nastąpił ostateczny rozłam między pokoleniem pragnącym kontynuować wiarę założycieli a pokoleniem hołdującym wizji nowego patriotyzmu. Ojcowie i synowie znaleźli się w dwóch zwalczających się obozach.

Ponad stu młodych mężczyzn porzuciło rodziny w Palestynie i wyjechało do III Rzeszy, aby służyć w odbudowanej armii, a nawet w jednostkach SS. W Betlejem Galilejskim pierwsza komórka partyjna NSDAP powstała już w 1930 r. Powitanie wyciągniętym ramieniem stawało się coraz bardziej powszechne. Defilady i manifestacje młodzieży pod sztandarami ze swastyką były na porządku dziennym. W Palestynie pojawiali się od czasu do czasu wysłannicy partyjni z Niemiec i dolewali oliwy do ognia. Późniejsza, nigdy niesprawdzona fama głosiła, że w Jerozolimie działał jakiś czas Adolf Eichmann (później porwany przez agentów Mosadu w Argentynie w 1960 r. i skazany na śmierć za zbrodnię ludobójstwa).

Zamach na Helmuta Wagnera

Nie tylko coraz liczniejsza ludność żydowska obserwowała z niepokojem zwrot w nastrojach świątynników; również władze brytyjskie odnosiły się do osadników z Wirtembergii coraz bardziej krytycznie i podejrzliwie. Nie uszło ich uwadze, że niektóre firmy będące własnością Tempelgesellschaft (np. przedstawicielstwo Deutza w Jaffie) wspierały finansowo ruch wolnościowy Arabów, skierowany w równej mierze przeciw syjonistom, jak i przeciw władzom mandatu brytyjskiego. Frontalne starcie było już tylko kwestią czasu.

O godzinie czwartej nad ranem, 12 czerwca 1946 r., Jehuda Harel, członek jednostki komandosów w Haganie, podziemnej organizacji syjonistycznej zwalczającej Brytyjczyków zarządzających wówczas Palestyną, otrzymał rozkaz natychmiastowego stawienia się w komendzie. Zadanie, które mu powierzono, stanowiło przez wiele lat ścisłą tajemnicę: miał wziąć udział w zgładzeniu Helmuta Wagnera, który przejął po ojcu prowadzenie lokalnej firmy Deutz. W rodzinnych warsztatach w Jaffie zatrudniano wyłącznie Arabów, a stary Wagner, który dorobił się wielkich posiadłości ziemskich, zabronił sprzedaży ziemi Żydom – nawet w przypadku, gdy członkowie Tempelgesellschaft zmuszeni zostaną do opuszczenia Ziemi Świętej.

Jehuda Harel wiedział tylko jedno: że rodzina Wagnerów zaliczała się do najbardziej gorliwych zwolenników ideologii nazistowskiej. Jeden z synów służył w armii Rommla, a gdy niemieckie i włoskie dywizje zbliżały się do Tobruku, w osadach świątynników mówiono głośno, że po zdobyciu Palestyny Wagner zostanie jej pierwszym Gauleiterem. Harel wyjął z ukrycia dziewięciostrzałowy pistolet FN i – zgodnie z otrzymanym rozkazem – ukrył się w bramie domu na rogu ulic Alija i Lewiński w Tel Awiwie. Helmut Wagner nie przewidywał zamachu i codziennie jeździł do pracy tą samą trasą.

Od chwili, gdy wyjechał z domu, śledziło go dwóch motocyklistów, członków Hagany. Gdy samochód Wagnera zbliżył się do skrzyżowania, drogę zatarasowała mu ciężarówka. Harel wyskoczył z bramy, zbliżył się do limuzyny Niemca i cztery razy nacisnął na spust. Wagner zginął na miejscu.

W 2006 r., po odtajnieniu archiwów brytyjskich, opublikowana została notatka wysłana do Londynu przez brytyjską delegaturę wywiadu w Palestynie. Z treści pisma wynika, że prawdziwym powodem zamachu był tylko i wyłącznie spór o prawa do ziemi. Jehuda Harel nic o tym nie wie, a jego mocodawcy dawno już nie żyją. Jak było naprawdę, nigdy się nie dowiemy.

Jeszcze przed zamordowaniem Wagnera, w ostatnich latach II wojny, Anglicy uznali, że Tempelgesellschaft stanowi wrogi element zagrażający bezpieczeństwu na Bliskim Wschodzie. Decyzja wypędzenia wszystkich obywateli niemieckich dojrzewała pomału i została zrealizowana krótko po śmierci Helmuta. Początkowo umieszczono ich za drutami w osiedlu Waldheim koło Betlejem Galilejskiego, a następnie wywieziono do kolonii karnej w Australii.

Werner Karl Blaich wspomina, że wypędzenie z raju zaczęło się od transportu pociągiem do Aleksandrii w Egipcie. Stamtąd, na pokładzie „Queen Elisabeth”, największego wówczas statku pasażerskiego, odpłynęli do obozu internowanych koło Rushworth. Po kilku miesiącach mogli wybrać między powrotem do Niemiec lub zezwoleniem na pobyt stały na kontynencie australijskim. Większość postanowiła pozostać w Australii i kontynuować, w odmiennej formie, tradycje Tempelgesellschaft. Rząd brytyjski wypłacił im 10 mln funtów szterlingów w zamian za skonfiskowane mienie, a w 1964 r. rząd izraelski dołożył 54 mln marek. W Australii członków Wspólnoty Świątyni jest dziś dwa razy więcej niż w Niemczech.

Werner Karl Blaich, prawnuk Martina Blaicha, odwiedza od czasu do czasu byłe osady Tempelgesellschaft. Do Izraela przyjeżdża z rodziną jako australijski turysta. Gdy zapragnął obejrzeć dom dziadków i rodziców w Betlejem koło Nazaretu, nowy lokator Kobi Fleischman, który znalazł wśród rupieci na strychu starannie zapakowane insygnia nazistowskie, zatrzasnął mu drzwi przed nosem.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną