Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA w październiku 2007 r. Autor tekstu zmarł w 2015 r.
Zbawienie było w zasięgu ręki, a Christoph Hoffman, zbuntowany działacz luterański z Wirtembergii, był przekonany, iż posiada dostateczną siłę woli, determinacji i głębokiej wiary, aby słowa stały się czynem. Zaczynała się druga połowa XIX stulecia. Wirtembergia, podniesiona do rangi królestwa przez Napoleona, od początku wieku chłostana nędzą i bezrobociem, pogrążona była w niekończących się dysputach religijnych, a liczni wirtemberczycy odmawiali uznania zasad Unii Pruskiej, która połączyła zwaśnione Kościoły luterańskie i reformowane. Szukający nie tyle łaski Pańskiej co chleba, masowo emigrowali nad Wołgę i na Zakaukazie, gdzie car nadawał im ziemię, a mężczyzn zwalniał od wieloletniej służby wojskowej. Niemiecka siła robocza była w Rosji wysoko ceniona.
Lecz Christoph Hoffman, syn notariusza, zagorzałego pietysty, urodzony w 1815 r. i wychowany w separatystycznej gminie założonej przez ojca w miejscowości Kornthal, wskazał rodakom inny kierunek ucieczki od wszelkiego zła: Ziemię Świętą. Pietyzm, od łacińskiego pietas – pobożność, był to nurt religijny w luteranizmie w XVII i XVIII w., kładący nacisk na rozbudzenie uczuć religijnych poprzez modlitwę, studiowanie Pisma Świętego oraz działalność charytatywną. Przyczynił się do rozkwitu licznych misji protestanckich.
Kolonia Niemiecka w Jerozolimie
Christoph poszedł w swej wierze o krok dalej od ojca, a ściślej mówiąc, o 2,5 tys. km w linii prostej. Pietyzm głosił pogląd o powszechnym kapłaństwie wiernych i zwalczał absolutyzm kleru oraz oschłość istniejącej wówczas liturgii. Hoffman i jego ideowy towarzysz, kupiec z Ludwigsburga Georg David Hardegg, doszli do przekonania, że kler, jakikolwiek by był, utrudnia duchowy kontakt człowieka ze Stwórcą.