Klasyki Polityki

Willkomen

Niemiec kuracyjny posłuszny jest

Niemiec kuracyjny posłuszny jest. Powiesz: dwie szklanki wody radoczynej co dwie godziny, 15 przysiadów, i on to wykona. Niemiec kuracyjny posłuszny jest. Powiesz: dwie szklanki wody radoczynej co dwie godziny, 15 przysiadów, i on to wykona. Grzegorz Klatka / Polityka
W Świeradowie Zdroju pojawił się siwogłowy niemiecki kuracjusz grupowy. Wzbudził konsternację, frustrację i nadzieję.

Kiedy Świeradów Zdrój nazywał się jeszcze Bad Flinsberg, niemiecki kuracjusz przybywał tu chętnie i stadnie. Spijał wodę z odmładzających radoczynnych (nasyconych radonem) źródeł, okładał się borowiną, używał maszyn do kąpieli w oparach igieł świerkowych, przechadzał się eklektycznymi krużgankami Domu Zdrojowego przy głównej Kur Strasse, korzystał z dwóch wypożyczalni samochodów i kolejowych łączy z Berlinem, Breslau i Dreznem. Należał do elity Rzeszy (Drugiej i Trzeciej), która np. w 1893 r. odwiedziła kurort w rekordowej liczbie pięciu tysięcy kuracjuszy. Lata dwudzieste XX w. to 150 tys. przywiezionych prywatną koleją gości. Kuracjusz ten odszedł ostatecznie w 1947 r., kiedy rozwiniętą uzdrowiskową infrastrukturę zaludnili wojskowi osadnicy zza Buga oraz cywilni emigranci zarobkowi.

Ciągłość niemieckiej obecności zapewnili pojedynczy ostańcy, specjaliści od obsługi kanalizacji, instalacji gazowych, poczty oraz kuracyjnych urządzeń medycznych, zbyt skomplikowanych dla skołatanej żołnierskiej głowy.

Pod koniec lat 40. ogłoszono konkurs na polską nazwę miasta. Bad Flinsberg przemianowano na Wieniec Zdrój, a kiedy władze warszawskie zorientowały się, że na Kujawach istnieje już uzdrowisko o takiej samej nazwie, zdecydowano się w końcu na Świeradów. Kur Strasse nazwano Zdrojową, budynki uzdrowiskowe przejął Fundusz Wczasów Pracowniczych. Miasto zapełniło się popularnym kuracjuszem refundowanym. Pod koniec lat osiemdziesiątych bywało go tu po 6 tys. osób miesięcznie.

W tym czasie niemiecki turysta zjawiał się z rzadka i obrastał legendą. – Przyjeżdżały autokary, z których wysypywali się starsi obywatele – opowiada Edward Kokot, były uzdrowiskowy pianista, miłośnik jakichkolwiek procentowych płynów, o którym mówi się, że sam jest miejską legendą.

Polityka 48.2002 (2378) z dnia 30.11.2002; Na własne oczy; s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Willkomen"
Reklama