Wizerunek człowieka znikąd Warhol utrzymywał konsekwentnie do końca, starannie i zazdrośnie oddzielając go od rodzinnej części swego życia. Po dniu szalonej pracy w Fabryce (wielkie nowojorskie studio artysty nosiło nazwę Factory), pełnej ekscesów i skandali, biegł do domu, w którym czekała na niego matka. Na jednej z rzadkich, prywatnych fotografii widać, jak za skromnym stołem siedzi duży chłopiec w peruce na głowie, wszystkim znany Andy-multimilioner, i pochyla się nad miską ze zwykłą owsianką. Obok stoi matka, z czułością przyglądająca się swojemu ukochanemu synkowi.
Razem chodzą po zakupy, razem co niedziela do cerkwi, a gdy przyjedzie ktoś z krewnych z dalekiej matczynej ojczyzny, razem śpiewają słowiańskie pieśni. Ultra Violet w książce „Moje lata z Andy Warholem” opisuje wspólne sprawunki w domu towarowym Macy’s: „Andy wyciąga jasne norki i pokazuje je matce. Ona potrząsa zdecydowanie głową. – Nie, chciałabym baranicę”.
Na początku lat 80. w emigracyjnym piśmie „Carpatho-Rusyn American” ukazał się artykuł demaskujący artystę: Warhol to Andrijko Varchola ze wsi Mikova w ówczesnej północno-wschodniej Czechosłowacji. Dla Rusinów, którym komuniści odmówili prawa do własnej tożsamości zmuszając ich do identyfikacji z narodem ukraińskim, Warhol był objawieniem (choć naprawdę urodził się w Pitsburgu i na Słowacji nigdy nie był). Człowiek znikąd dla narodu, którego jakoby nie było, okazał się idealnym symbolem cementującym pokawałkowaną przez historię tożsamość, medium zdolnym nadać sprawie rusińskiej światowy rozgłos.
Nieistniejący naród
Rusini, rolniczo-pasterski lud zamieszkujący łuk Karpat od Polski (od Szczawnicy na wschód) po Rumunię, po II wojnie wystawiony został na ciężkie próby.