Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Klasyki Polityki

Niech żyje szmira!

Kałużyński: Niech żyje szmira!

„Szamanka” Andrzeja Żuławskiego. Najgorszy film polski? „Szamanka” Andrzeja Żuławskiego. Najgorszy film polski? Syrena / mat. pr.
Miałem pomysł, by zestawić listę filmów najgorszych. Próbowałem, wybierałem, układałem, ale nie udawało się. Dlaczego? Bo kino ma charakter wszystkoistyczny, hybrydyczny i kalejdoskopowy jak żaden inny gatunek. Jakie kryterium tu wybrać? Każde będzie przypadkowe.

Ten, kto kocha kino, akceptuje w nim wszystko. Nie ma bowiem filmu, choćby najbardziej podłego, w którym nie byłoby minuty wartej zobaczenia. Zdarza się, że kolega-bywalec, taki jak ja, informuje mnie: ten film to nieprawdopodobna szmira, ostatni knot, szczyt idiotyzmu: MUSISZ to zobaczyć!

Można spróbować ograniczyć się do filmów żywiących ambicję artystyczną. Ale tu jest kolejna trudność: sugestia filmu jest hipnotyczna, akcja jest zaś psychoanalityczna jak w żadnej innej sztuce. W rezultacie film przynosi własne indywidualne doznanie, co utrudnia sprawdzenie go według ustalonej wartości. Osoby o podobnych poglądach, które mają jednakową opinię i z góry można się spodziewać, jak odniosą się do książki, obrazu, spektaklu teatralnego – wobec filmu potrafią zachować się w sposób krańcowo różny.

Oto na przykład opinia jednego z najwybitniejszych autorów filmowych, Ericha von Stroheima, o „Obywatelu Kane” Orsona Wellesa, obowiązkowo wymienianym na pierwszym miejscu w ankietach arcydzieł. Film podejmuje – pisze Stroheim – temat organizacji koncernu gazetowego przez Kane’a, jego kandydaturę na prezydenta USA oraz lansowanie nieudanej kariery jego żony, śpiewaczki-amatorki. We wszystkich tych akcjach Kane okazuje się partaczem. Jest to więc film o plajtowniku, nie dowiadujemy się też, jakie miał poglądy, mimo że jest jakoby potentatem prasowym. Wyjaśnienie końcowe, że umierając po nieudanym życiu marzy o sankach, na których bawił się jako dziecko, jest godne debila, a nie kolosalnej postaci, jaką film usiłuje pokazać. Ale ta figura bez treści została doprowadzona, za pomocą rozdęcia środków wizualnych, do monumentalizmu – nie bacząc na rozjazd między rozmachem spektaklu i rzeczywistym sensem. Opinia wygląda na przekonującą, ale cóż z tego!

Polityka 14.2002 (2344) z dnia 06.04.2002; Kultura; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Niech żyje szmira!"
Reklama