Ojciec Rachmatulla Murzajewa był bardzo pobożnym Tadżykiem. W Koranie przeczytał mnóstwo mądrych zdań, którymi objaśniał synowi świat. Tylko że Rachmatullo wolał, kiedy wszystko dawało się opisać technicznym wzorem na istnienie. Pracował wtedy jako mechanizator w radzieckich sowchozach. Nie mógł ludziom mówić, że tłok w silniku traktora rusza się ze względu na Allaha, nawet jeśli był o tym przekonany. Stary Murzajew umarł trzy dni po ślubie syna. Zostawił Koran, którego wyuczony na cyrylicy Rachmatullo nie próbował nawet zrozumieć. Dziesięć lat później skończył się Związek Radziecki, zostawiając po sobie w nowych państwach Azji Środkowej kilka milionów niepotrzebnych ludzi.
Rodzice W. w czasie wojny ojczyźnianej dostali nakaz pracy w Taszkencie, Uzbecka Republika Radziecka. Z obrzeży imperium specjalne pociągi zwoziły robotników do miasta chleba, jak wtedy ludzie wołali na Taszkent. Ojciec rozumiał wojenną konieczność. Do samej śmierci lubił przedstawiać się jako trybik w machinerii służącej państwu do produkcji traktorów. W., nauczyciel, urodził się w Uzbeckiej Republice i został. Tu jest taki sam Związek Radziecki jak w Moskwie – mówili wtedy w szkołach dzieciom. W. poszedł na uniwersytet, gdzie bez przerwy musiał udowadniać swoje oddanie państwu, z uśmiechem zbierając za darmo bawełnę. Podobnie jak ojciec czuł siłę płynącą z bycia trybem w maszynie. Ale kiedy rozpadał się ZSRR, W. był kilka zakazanych książek dalej. Miał przyjaciół demokratów. Cieszył się na wolność.
Tadżykistan: Allah zrozumie
Rachmatullo Murzajew, taksówkarz, stał nocą w Ojbeku, na granicy z Uzbekistanem. W barze – między budką tadżyckich pograniczników i posterunkiem milicji – trwało ostre picie kierowców wożących ludzi do Chodżentu. Jeden Rachmatullo był trzeźwy.