Dom kojarzył się też z rodzajem niewoli, a im marzyła się wolność: paszport w kieszeni, oglądanie świata, smakowanie go bez końca. Dom był wreszcie formą snobizmu czy luksusu, na jaki mogli sobie pozwolić nieliczni, prominentni. Nie mieć – było wtedy formą kontestacji.
Ale poznawanie świata okazało się kosztowne i męczące, nawet gdy już się miało ten paszport w ręku. Zresztą jak długo można jeździć z miejsca na miejsce, z walizką czy z plecakiem.
Dusili się w blokowiskach. Świat się zmieniał, teraz mieć okazywało się kontestowaniem. Zaczęli budować albo kupować. W domu za miastem pracują lub odpoczywają, dla innych jest to oaza wolności.
Miły dół i ciasne pięterko
Ania i Rysiek Palczakowie uciekali najpierw na każdy weekend w Bieszczady. On – znakomity rzeszowski ginekolog, mówi, że szukał odskoczni od szpitalnej codzienności. Kiedy okazało się, że domy wczasowe nie są już najgościnniejszym miejscem na ziemi, a przyczepa campingowa zrobiła się za ciasna – rozejrzeli się za czymś własnym. Znaleźli takie miejsce nad Sanem, w Krasicach. Rzeka tu płynie leniwie szerokimi zakolami, las zatrzymuje się na brzegu. A za rzeką rozciągają się pagórki, pola. Piękny krajobraz. Kupili kawałek gruntu przylegający do rzeki. Potem dokupili następny: żeby wybudować dom, trzeba być rolnikiem, czyli mieć ponad hektar.
– Urodziliśmy się na wschodzie, ja wychowałam się w Przemyślu, więc to trochę nasze rodzinne strony – opowiada Ania, farmaceutka. Przemyśl mają w dole rzeki, Krasiczyn w górze. Rzeszów – zaledwie o 70 kilometrów.
Zakupili jedynie dostępny drewniany dom z Narola: miły dół i ciasne pięterko. Przebudowali go, powiększyli, dobudowali rozległą werandę. Zasadzili pierwsze drzewa: lipę, płaczącą wierzbę, brzozy.