Odkrywał siłę młodego charyzmatycznego duszpasterza, głoszącego wiarę, przynoszącego nadzieję. W ciągu dwudziestu lat tego pontyfikatu-pielgrzymki, wiecznie w drodze, coraz trudniej było zaszufladkować „papieża z dalekiego kraju”: ani prawicowego, ani lewicowego, zarówno mistyka jak i realistę, doktrynalnego konserwatystę i elastycznego polityka otwartego na sprawy społeczne. Podczas tych dwóch dziesięcioleci zmieniło się prawie wszystko: Polska, Europa i świat. Z niemałym udziałem papieża upadł komunizm. Teraz kończy się wiek i drugie tysiąclecie liczone od narodzin Chrystusa – odsłaniając nowe horyzonty, ale i nowe zagrożenia. Jak zatem zmierzyć dorobek pontyfikatu wielkiego rodaka (uznanego przez naszych czytelników za najwybitniejszego Polaka XX wieku)? I jak odczytać jego przesłanie na nadchodzący czas przełomu?
W ciągu dwudziestu lat, które minęły od wyboru na papieża krakowskiego kardynała Karola Wojtyły, powstało wiele legend o przebiegu tamtego konklawe. Wiemy, że dwaj włoscy kandydaci, konserwatysta Giuseppe Siri i progresista Giovanni Benelli, blokowali się nawzajem, że motorem wyboru Polaka był austriacki kardynał Franz König, który zmobilizował Niemców. Wiemy też, że ówczesny prymas Polski, kardynał Stefan Wyszyński, najpierw nie bardzo liczył się z wyborem Polaka, potem jednak gorąco go do przyjęcia tego stanowiska namawiał.
Znane są anegdoty, jak ta, że Karol Wojtyła niemal się spóźnił na konklawe, gdyż zepsuł mu się samochód i w ostatnim momencie dojechał do Watykanu autostopem. I znane są najróżniejsze znaki i przepowiednie, że tym razem stanie się niewyobrażalne i kardynał z kraju podporządkowanego moskiewskim komunistom zostanie zwierzchnikiem 800 milionów katolików na całym świecie.
16 października 1978 r.