Tyle pisze się dzisiaj o upadku, załamaniach, okazanej słabości, wyszantażowanych zdradach. Rzadko, coraz rzadziej wspomina się chwile duchowego zmartwychwstania, kiedy odrzucony zostaje brud życia i widzimy nagle, kim mógł być ten, kogo zdążyliśmy już sklasyfikować. Odesłać tam, gdzie krzyk potępionych, zamknięte niebo. I tylko gwiazdy – przypomina Księga – płaczą z tymi, którzy płaczą w nocy.
W latach trzydziestych bywalcy warszawskich teatrzyków wypatrzyli obiecujący talent: tancerkę Franciszkę Mann. Ciemne włosy o granatowym połysku, świadomość ciała zadającego kłam prawom ciążenia, inteligencja i przebojowość, taka była Mannówna. Tańcząca zarówno na scenie opery jak i w kabaretach. Okupacja, paragraf aryjski, mur getta: gwiazdka uświadomiła sobie, że aby zaistnieć ponownie, musi zdobyć nową publiczność, przypomnieć się tym, którzy oklaskiwali ją w dawnej Warszawie. Ocaleje, jeśli nie będzie anonimową nędzarką wyciągającą rękę po jałmużnę.
Powrót do zawodu w Melody Palace był powrotem triumfalnym. Do Melody chodzono, by zobaczyć Mannównę, posłuchać śpiewu Wiery Gran. Po sukcesie posypały się propozycje: występy w kawiarniach, rewiowych widowiskach, na imprezach prywatnych – w lokalach i domach bogaczy. Wtedy właśnie tancerka weszła w środowisko funkcjonariuszy i szpicli znienawidzonej Trzynastki – Leszno 13 to adres Urzędu do Walki z Lichwą i Spekulacją, gettowego gestapo. Łatwość nawiązywania znajomości, uroda, artystyczny fason, to były atuty dla werbowników. Jaka mogła być wartość informacji przekazywanych przez dziewczynę? Należy sądzić, że były to echa przechwałek królów szmuglu, zwierzenia typków od ciemnych interesów. Polityka, konspiracyjne organizacje... Nie miała szans, by tam się dostać. Przyszłość... Kiedy skończy się koszmar, nikt nie zapyta ocalonych, w jaki sposób przeżyli.