Wzór na ciało
Nie jest sztuką zrobić tatuaż, sztuką jest zrobić go dobrze
Dla kogoś, kto poddaje się zabiegowi po raz pierwszy, skojarzenie z dentystą przychodzi na myśl niemal od razu. Sterylnie czysta maszynka tatuatora wibruje prawie tak jak urządzenie do borowania, no i ból jest, niestety, nie do uniknięcia. Mimo tych niedogodności nie brakuje klientów, bo dziś tatuaż nie jest, jak dawniej bywało, piętnem złoczyńców, lecz wyrafinowaną ozdobą wybranych.
Czarek jest właścicielem studia Diabolic Tattoo na warszawskim Służewcu. – Rzadko się zdarza – mówi – aby ktoś od razu zdecydował się na zrobienie tatuażu. Zazwyczaj jest tak, że ludzie muszą mieć czas na podjęcie decyzji. Nigdy nie oszukuję klienta i nie mówię mu, że zabieg jest bezbolesny. Kobiety o wiele lepiej znoszą ból niż mężczyźni. Zdarzyło nam się kiedyś, że jeden facet po skończonym zabiegu po prostu zemdlał.
Od kilku miesięcy w Diabolic Tattoo pracuje Romek. Jego lewą rękę od nadgarstka po łokieć zdobią kolorowe wzory.
– Robię tatuaże od 1982 r. Najpierw zdobiłem nimi znajomych, potem zainwestowałem w sprzęt i od tej pory zajmuję się tym zawodowo. Pierwszą dziarę zrobiłem sobie jeszcze za czasów punkowych metodą chałupniczą. Była to agrafka, symbol punk–rocka. Teraz jest już zamalowana.
Wspomnienia Romka to fragment zbiorowego doświadczenia polskich fanów tatuażu. Właśnie na początku lat 80. młodzi ludzie zaczęli ozdabiać nadgarstki i ramiona symbolami w rodzaju agrafki albo litery „a” wpisanej w okrąg – znaku anarchii. W tamtych czasach nie było jeszcze w Polsce profesjonalnych tatuatorni. Tylko nielicznym zdarzało się, że z wakacyjnej zarobkowej podróży na Zachód wracali z kolorowym wzorem na ciele, co wzbudzało sensację, a częściej odrazę, bo przecież znakomitej większości tatuaż nieodwołalnie kojarzył się z kryminałem.