1 – Mam kilka opcji do wyjebania – powiedział na dworcu kolejowym w Toruniu Artur do Tomasza – ale muszę mieć pomocnika, żeby stał w pociągu i ubezpieczał – dał znać, że idzie konduktor albo podróżny. Potrzebny jest taki ktoś.
Przed chwilą to Tomasz podszedł pierwszy do Artura: czy może dostać papierosa. Artur częstuje Tomka papierosem i widzi, że on ma na powiece kropkę. Znaczy, że siedział. Artur już też. Za rozbój rok z okładem. Niedawno wyszedł. No to jesteśmy kumple. Artur może teraz przystąpić do sprawy.
Jutro ma urodziny i musi postawić chłopakom w Nieszawie piwo i ogólnie zabawić się. A nie ma kasy. Kasę można było zarobić u młynarza. Albo dostać od matki i babci. Ale się nie dało.
Matka prawie nie mówi. Od dziecka miała kłopot ze słuchem. Rozumie co do niej ktoś mówi wtedy, kiedy patrzy na jego usta. Żyje z renty inwalidzkiej. Jej mąż pił i bił ją tak strasznie, że te uszy zupełnie już podupadły. W końcu nie wytrzymała i uciekła z dwoma małymi chłopcami, Arturem i Sebastianem, do rodziców, do rodzinnego gospodarstwa. Babce chłopców trudno było po śmierci dziadka samej gospodarzyć. Sprzedała gospodarstwo i kupiła duże, ładne mieszkanie w Nieszawie. Dopadły ją wylewy mózgu. Dostała rentę. I żyły jedna z renty, druga z emerytury.
Nie poradziły sobie z chłopcami. Starszy Sebastian poszedł do więzienia za włam, za złodziejstwo. Ale stał się cud. Wyszedł, zmądrzał, zaczął pracować, poznał dobrą dziewczynę, nie z patologii. Kupili wspólnie mieszkanie w spółdzielni. Ona też pracuje. Sebastian chodzi teraz ze spuszczonymi oczyma. Wstydzi się za Artura. Może nawet wyjedzie ze wsi, ucieknie.