Grek to taki zrzędzący Portugalczyk
Grek to taki zrzędzący Portugalczyk. Jesteśmy dziwnym narodem
Ubiegłego lata, podczas wakacji, znalazłem się w gronie kilku osób na Limnos, jednej z najpiękniejszych, ale najmniej znanych wysp Grecji, znienawidzonej przez wielu mężczyzn, którzy odbywali tam służbę wojskową. Pewnego popołudnia pojechaliśmy na odległą plażę, a po kąpieli i kawie wsiedliśmy do samochodów, aby wrócić do naszych kwater. Wrzuciłem wsteczny nie patrząc, co znajduje się z tyłu i wylądowałem w rowie. Było oczywiste, że tylko za pomocą dźwigu będzie możliwe wydostanie samochodu – który powinienem zapewne spisać na straty.
W ciągu kilku minut powstał wokół nas niemały tłum. Taki mamy zwyczaj w Grecji: kiedy zdarza się wypadek drogowy na autostradzie, tworzy się potężny korek, gdyż wszyscy zatrzymują się, żeby zobaczyć, co się stało. Ale tu sytuacja była inna. Znaleźli się oczywiście zawodowi ciekawscy oraz ci, którzy zaczęli oceniać wysokość kosztów naprawy. Inni narzekali, że nikt nie podejmuje żadnych działań, aby zasypać ten rów. Większość zebranych rzuciła się jednak do pracy. Nie wzywaj pomocy drogowej, doradzali mi, zniszczą jeszcze bardziej twój samochód, my go wyciągniemy.
Jeden przyniósł lewarek. Ktoś inny deski. I tak wszyscy razem, pomału, zdołali podnieść samochód i wydostać go z rowu. Potem go obejrzeli, żeby sprawdzić, czy ma jakieś poważne usterki. Kiedy im podziękowałem i zaprosiłem na piwo, grzecznie odmówili. Pracujący w barze mieli dużo pracy. Żołnierze mieli niewiele wolnego czasu, a ich dziewczyny niecierpliwie czekały. Ostrożnie na drodze – przestrzegli mnie. I zniknęli.
Spontaniczność i zrzędzenie
Tylko w Grecji mogą się zdarzyć takie rzeczy, powiedział przyjaciel, który mieszka i pracuje w Niemczech. Nie wiem, czy ma rację. Nie wiem, czy ta spontaniczna i bezinteresowna solidarność jest charakterystyczną cechą tylko Greków, czy generalnie ludów śródziemnomorskich.