Klasyki Polityki

Nowa wojna trzydziestoletnia

Czy filozof może być nowym Marksem?

Richard Rorty jest uważany za jednego z najwybitniejszych na świecie przedstawicieli postmodernizmu. Richard Rorty jest uważany za jednego z najwybitniejszych na świecie przedstawicieli postmodernizmu. Stanford News Service / mat. pr.
Rozmowa z Richardem Rortym, amerykańskim filozofem, o nowych zagrożeniach dla demokracji i o tym, że Ameryka nie powinna rządzić sama.

JACEK ŻAKOWSKI: – Co filozofia wnosi dziś do polityki?
RICHARD RORTY: – Niewiele. Filozofowie mają swoje sympatie polityczne i czasem – podobnie jak inni eksperci – używają swojej filozoficznej wiedzy, żeby uzasadnić własne stanowisko. Nic więcej.

Podobnie jak inni eksperci? Więc tak jak matematycy, biolodzy, historycy?
Nie wydaje mi się, żeby filozofowie mieli tu jakąś uprzywilejowaną pozycję. Ważna jest zdolność myślenia w szerszych kategoriach i poczucie szerszej odpowiedzialności.

Jednak w europejskiej tradycji to filozofowie, nie biolodzy i raczej nie matematycy, tworzyli podstawy ruchów politycznych.
Nie wydaje mi się, żeby to świadczyło, że filozofia była podstawą ruchów politycznych. Raczej stanowiła tylko formę retoryczną, w której filozofowie wyrażali polityczne opinie i sympatie. Postawy polityczne nie mają wiele wspólnego z filozofią.

A marksizm?
No właśnie. Pan w istocie pyta, czy filozof, który dziś pisze o polityce, może być nowym Marksem. Nie wydaje mi się. Zresztą opinie polityczne Marksa nie miały wiele wspólnego z teorią materializmu. Marks chciał zmieniać świat. Sam pisał, że chodzi o zmianę, nie o zrozumienie.

Jeżeli filozofia nie kreuje i nie legitymizuje postaw politycznych, to skąd – pana zdaniem – biorą się polityczne różnice między ludźmi?
Podstawowym kluczem jest jakość wykształcenia elit, którym ludzie ufają.

Amerykańska elita jest dobrze wykształcona. Bush i Kerry skończyli najlepsze uniwersytety. Doradcami obu są profesorowie najsłynniejszych uczelni na świecie, a w niemal każdej sprawie mają przeciwstawne opinie. Z czego się to bierze?
W dużym stopniu z tego, że Bush reprezentuje raczej interesy bogatych, a Kerry raczej interesy biednych.

Polityka 15.2004 (2447) z dnia 10.04.2004; Świat; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Nowa wojna trzydziestoletnia"
Reklama