Współczesna babcia wyrosła na przyjaciółkę swego wnuka – taką i od komputera, i od rozmów, i od najlepszych na świecie pierogów. A dziadek, który zwykle w zapracowaniu, w zagonieniu przegapił swoje własne ojcostwo, teraz wreszcie ma szansę je przeżyć – z czułością, oddaniem i dumą. Mają nawet swoje Dni – 21 i 22 stycznia.
W Ameryce, jak podaje Piotr Szukalski z Zakładu Demografii Uniwersytetu Łódzkiego, 95 proc. osób mających dzieci w wieku 40 lat i starsze ma także wnuki, przeciętnie po pięcioro, sześcioro. Prawie wszyscy Amerykanie dożywają pierwszego dziecka swego dziecka, ale także ostatniego, przeciętnie po 10 latach od narodzin pierwszego. We Francji oszacowano, że wśród kobiet urodzonych w 1920 r. 26 proc. dożywając osiemdziesiątki pozna swoich prawnuków. Wśród urodzonych w 1950 r. szczęścia takiego dozna już 56 proc. 80-letnich prababć. 100 lat temu tylko co dziesiąty człowiek dożywał 65 roku. Dziś 80 proc. znacznie go przekracza.
Generacja z odtrutką
Dziadków naszych ubiegłych, tych przedwojennych, chyba nie bardzo już pamiętamy. Bytowali z babciami na uboczu życia, ciężko pracując i wcześnie umierając. Dzieci ich dzieci rodziły się już nie w rodzinnych wioskach, lecz w blokach, w hotelach robotniczych i hartowały się w żłobkach, przedszkolach i szkolnych masowcach.
Lecz kiedy się jechało do dziadków na żniwa lub kiedy oni sami przywozili wałówkę po świniobiciu, kładli do głów i dzieciom, i wnukom odtrutkę na komunizm: powierzchowną, obrzędową, lecz wierną religijność i przywiązanie do własności – do ziemi, obory, chaty.
Dziadkowie z miasta, ci wykształceni, wzięci w dwa ognie – przedwojennych wspomnień i nowej rzeczywistości – przechowali w sobie, jak