Klasyki Polityki

Jako mąż i nie mąż

Miłość pozamałżeńska nie zaczyna się od szybkiej pościeli

Prawdziwy romans zaczyna się zwykle od tego, że miło się rozmawia na nudnym przyjęciu. Prawdziwy romans zaczyna się zwykle od tego, że miło się rozmawia na nudnym przyjęciu. ZEFA / Corbis
Ta trzecia w miłosnym trójkącie, kochanka żonatego mężczyzny, nadal jest zdzirą, szmatą, złodziejką cudzego szczęścia. Dlaczego nasze społeczeństwo tak jej nie znosi?

Anna, 28-letnia farmaceutka, poznała swego żonatego na spotkaniu towarzyskim. Poprosił ją do tańca, a ona odniosła wrażenie niesłychanej bliskości. I że zna go od zawsze. Przetańczyli dwa kawałki, wtedy przeprosił: musi wracać do żony. Zatelefonował następnego dnia. Poprosił o spotkanie. Był taktowny, delikatny. Miał 42 lata i wiedział, że na kobietę trzeba cierpliwie poczekać.

Miłość pozamałżeńska nie zaczyna się od szybkiej pościeli – twierdzi psycholog i dziennikarka pracująca w Niemczech Maja Langsdorff, autorka książki o kochankach, napisanej po analizie setek wywiadów, ankiet, rozmów i listów, które przysłały jej te kobiety. Tak zaczyna się skok w bok z napaloną panienką – łóżko i z powrotem do domu. Dla higieny, mówią mężczyźni, po wzięciu prysznica już się o incydencie nie pamięta.

Prawdziwy romans zaczyna się zwykle od tego, że miło się rozmawia na nudnym przyjęciu. Zadziwiające, jak się znakomicie rozumiemy: jednakowa psychiczna grupa krwi, można powiedzieć. On ma wolny bilet do kina, żona zrezygnowała, może pójdą razem? Nic w tym złego. – Klasyczne kłamstwo zdradzających: łączy nas tylko platoniczna przyjaźń – mówi terapeutka Zofia Milska-Wrzosińska.

Rzecz rozwija się zazwyczaj wolno, na bazie otwartości, zrozumienia, bliskości. Seks jest na razie gdzieś w tle. Ale ciągnie ich do siebie coraz bardziej. – Któregoś dnia – mówi Anna – zaczęliśmy się jak szaleni całować na ulicy, niemal na oczach przechodniów. I już. Ogień, woda, orkan. Bez powrotu.

Cudzołożnik wyrazisty

Maja Langsdorff na podstawie materiałów, którymi dysponowała, doszła do wniosku, że połowa romansów zaczyna się między piątym a dziesiątym rokiem małżeństwa, najwięcej w siódmym. Druga romansowa fala następuje po czternastu i wreszcie ostatnia – po dwudziestu pięciu latach pożycia.

Polityka 24.2006 (2558) z dnia 17.06.2006; Społeczeństwo; s. 88
Oryginalny tytuł tekstu: "Jako mąż i nie mąż"
Reklama