Do magazynu przy warszawskiej ul. Krochmalnej wnoszą 150 sztuk naturalnego jogurtu dzień po terminie ważności. Ewa Wójcik, duża, spracowana matka i kierowniczka spichrza, jest z tego znana u producentów, że weźmie każdy towar. – Która chce? – woła do kobiet o popielatych twarzach. Każda. Przeterminowany jogurt jest idealny do zupy. Można go ugotować na gazie i zrobić biały ser, można dodać mąki i są serowe kopytka. Im bardziej sfermentowany, tym bardziej uniwersalny.
Szkolnych dni, dni żywieniowych, jest 240 w roku. Na 2006 r. rząd przeznaczył 500 mln zł na dożywianie – na każdą setkę uczniów aż 30 je darmówki. Gdy zaczynają się wakacje, dzieci, rozpuszczone szkolnym obiadem ze sztuką mięsa i surówką, na mąkę patrzą niechętnie. W lipcu już zaczynają się przyzwyczajać.
W kolejce na Krochmalnej po darmowy deputat ustawiają się matki z Warszawy, Zabrodzia, Sulejówka, Radzymina. Towar z Agencji Rynku Rolnego rozdysponowuje Fundacja Bank Żywności. Wraz z organizacjami partnerskimi, mają pod opieką 12,4 tys. dzieci w Warszawie i okolicach.
Dzieci polskie nie są głodne. Są niedożywione. Są zapychane, zwłaszcza w wakacje, byle czym – ryżem z Grecji, makaronem z Włoch. Można powiedzieć, że biedne dzieci latem poznają kuchnie świata. W punktach opieki społecznej ten towar ma swoją nazwę – sypki i trwały.
Kobiety w kolejce mają podpuchnięte oczy, jakby dopiero wstały. Od myślenia. Jak jest mąka i olej, nie ma głodu. Mąka ma to do siebie, że można wydziwiać: rzucisz na wodę – są kluski, zabielisz z wodą – jest sos do ziemniaków, w sezonie – naleśniki z truskawkami. W kolejkach po darmowy towar sypki i trwały matki podpowiadają sobie przepisy.
Naszą mamę zjada życie
Punktów, gdzie można przyjść na