Nie stawiała zbytnio oporu
Dlaczego gwałcona kobieta najczęściej zastyga w paraliżu?
Osiemnastoletnia dziewczyna z Włocławka została przywiązana w lesie do drzewa i brutalnie zgwałcona. Sprawca wyciął na jej skórze obsceniczne napisy i rysunki. Odwieziono ją do szpitala w szoku tym większym, że padła ofiarą gwałtu powtórnie. Ten sam sprawca, który ją być może śledził, a może inny (policja prowadzi śledztwo), zrobił to niemal dokładnie rok temu.
Być może dziewczyna uporała się z traumą na tyle, że nie bała się sama wracać z pracy do domu i żyła choćby na pozór normalnie. I oto po raz drugi przydarzyło się jej to, co psychologowie zaliczają do przeżyć najstraszniejszych, najbardziej kaleczących duszę – jak śmierć osoby bliskiej, jak pożar, katastrofa, jak najbardziej przeraźliwe opuszczenie, najdziksza samotność.
Wyjście z siebie
Fachowcy od samoobrony radzą, żeby napadnięta krzyczała: pali się! albo: łapać złodzieja! Bo samo: ratunku! – nie wystarcza. Ogień jest bardziej wspólnym wrogiem niż mężczyzna, który gdzieś nieopodal niszczy życie kobiecie.
Niektóre napadnięte bronią się dramatycznie. 26-letnia wówczas B., psycholog z zawodu, czekała na narzeczonego, siedząc na ławce w parku Skaryszewskim w Warszawie. Mężczyzna podszedł od tyłu, zatkał usta ręką i wciągnął ją w rosnące za ławką krzaki. B. zobaczyła czerwone smugi pod powiekami. Zaczęła gryźć, kopać, drapać. Poczuła kolanem jego podbrzusze. Uderzyła, ile sił. Skulił się. Ponowiła uderzenie. Ochłonęła w alejce parkowej, po której szedł spóźniony narzeczony.
Nie czuła ani przez chwilę lęku. Niczego prócz furii i wściekłości. Przez kilka minionych chwil nie była sobą. Przeżyła stan zmienionej świadomości, który nigdy, ani przedtem, ani później, w jej życiu się nie powtórzył. Gdyby miała pod ręką nóż, uderzyłaby na oślep.
Takie reakcje zdarzają się rzadziej niż typowa – zastygnięcie w przerażeniu.