Klasyki Polityki

Skasowana płeć

Małgorzata Z. nie będzie ani kobietą, ani mężczyzną

Zdarza się to jednej spośród 30 tys. dziewczynek i jednemu spośród 100 tys. chłopców, los płata okrutnego figla Zdarza się to jednej spośród 30 tys. dziewczynek i jednemu spośród 100 tys. chłopców, los płata okrutnego figla Mirosław Gryń / Polityka
Biologiczne przyporządkowanie Małgorzaty do którejś płci uznano za świadczenie ponadstandardowe, a takiego luksusu kasa chorych refundować nie może.

Podkarpacka Kasa Chorych ustaliła, że Małgorzata Z., inwalidka II grupy, bez możliwości podjęcia pracy, samotna, bez rodziców, za to z rozpoznanym zespołem depresyjno-lękowym, z myślami samobójczymi, fobią społeczną i wielkim poczuciem społecznej nieakceptacji, nie będzie ani kobietą, ani mężczyzną. Biologiczne przyporządkowanie Małgorzaty do którejś płci uznano za świadczenie ponadstandardowe, a takiego luksusu kasa refundować nie może.

Los Małgorzaty Z. został przypieczętowany w połowie czerwca 1969 r. To wtedy, wedle obowiązujących ustaleń naukowych, między szóstym a siódmym miesiącem życia płodowego, mózg dziecka kształtuje się według męskiego lub żeńskiego wzorca. Ale czasem, a zdarza się to jednej spośród 30 tys. dziewczynek i jednemu spośród 100 tys. chłopców, los płata okrutnego figla. Płód męski może nie mieć dostatecznej ilości hormonów, która spowodowałaby uformowanie się mózgu według wzorca męskiego. Wtedy mózg dziecka pozostaje kobiecy, rodzi się ono z żeńskim mózgiem w męskim ciele.

To dlatego 13 lutego 1970 r. w zalkoholizowanej rodzinie wielodzietnej Gosia rodzi się jako chłopiec Marcin. Rodzina niczego nie podejrzewa: matka pije, nie znajduje okazji, żeby się swojemu dziecku czujnie przyjrzeć. Po kilku latach Marcin i rodzeństwo trafiają do domu dziecka. Od tej pory Marcin, a potem Małgorzata, bezwładnie odbijają się od najrozmaitszych instytucji w dramatycznym wołaniu o pomoc. Oprócz domu dziecka życie Gośki kształtowały: ulica, wojsko, szpital podmiejski, NSZZ Solidarność, a ostatnio socjaldemokratyczne biuro poselskie w Rzeszowie.

Marcin

Życie Marcina w domu dziecka jest trudne, bo Marcin bawi się tylko z dziewczynami. Jest szczupły i delikatny, chłopcy się z niego śmieją. Żadna z wychowawczyń o nic nie pyta, Marcin o niczym nie opowiada, jest już skutecznie zamknięty w sobie. Ale kiedy w celu ułatwienia startu życiowego dom dziecka wysyła Marcina do Ochotniczego Hufca Pracy, on nie wytrzymuje, ucieka. Kurs tapicera to dla niego za dużo. Potem zgłasza się wojsko, które dla ukrytej w ciele Marcina dziewiętnastolatki jest zupełnie absurdalne. Ale Marcin przydaje się kolegom w wojsku, bo w knajpach i dyskotekach ma skuteczne podejście do kobiet, wie, jak zagadać. Żaden z kolegów nie domyśla się, że Marcin wie to z autopsji. Więc Marcin poddaje się balangowemu życiu jednostki na warszawskim Bemowie, a potem jak zwykle ucieka przez dziurę w siatce.

Czas na gigancie to wielka prywatka. Gigant kończy się w areszcie przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Ale tam jest już psycholog, który zaczyna coś rozumieć. Marcin ma świadomość, że jeśli jego papiery trafią teraz w nieodpowiednie miejsce, to on tego więzienia nie przeżyje. Na szczęście interwencja lekarza sprawia, że Marcin, mimo ucieczki z jednostki na Bemowie, nie musi do niej wracać. Jedzie w rodzinne strony, gdzie spróbuje wreszcie ustalić, co mu dolega i co zrobić, żeby przestać nienawidzić swojego odbicia w lustrze. Małgorzata: – Znany seksuolog powiedział: „Jeśli czujesz się dziewczyną i podobają ci się chłopcy, to zacznij dawać d…”.

Potem jest jeszcze poradnia antyalkoholowa, dorywcze prace na budowie i założenie rodziny, co wcale nie sprowadza go na męską drogę. Wreszcie Marcin czyta w gazecie artykuł o transseksualizmie. Dla osób z bardzo małych miast gazety to ciągle jedyne źródło informacji o możliwych drogach leczenia.

Jest 1996 r., doktor Stefan Dulko nie ma wątpliwości, że Marcin ma mózg dziewczyny. Szczegółowe analizy osobowości pozwalają na sformułowanie jednoznacznej diagnozy. Marcin Z. cierpi na zespół dezaprobaty płci. Jest transseksualistą typu mężczyzna-kobieta (M/K).

Kiedy nowa rodzina nie ma już siły na wspólne życie, Małgorzata zabiera reklamówkę i idzie mieszkać na ulicy.

Doktor Dulko

Doktor Stefan Dulko jest pierwszą profesjonalną instancją w Polsce, do której zgłaszają się uwięzieni w obcych ciałach. Pracuje w Zakładzie Seksuologii i Patologii Więzi Międzyludzkich. Tak naprawdę to kilka pokoi i ciemny korytarz w ośrodku zdrowia na warszawskiej Pradze.

Pacjenci poddawani są u niego wszelkim możliwym badaniom – endokrynologicznym, psychiatrycznym, psychologicznym, EEG i innym. Trzeba wykluczyć zaburzenia psychiczne, których objawem mogą być zaburzenia identyfikacji z płcią. – Czasem przychodzą ludzie, dla których operacja wydaje się ucieczką od innych problemów, czasem ci, którzy po prostu mają kłopoty z prawem – tłumaczy dr Dulko. Zgłaszają się też osoby, które wieczorami lubią się przebierać w damskie ciuchy, a w dzień są przykładnymi głowami rodzin. – Wtedy radzę mądrym żonom, żeby kupowały dodatkową, o kilka rozmiarów większą bieliznę dla swoich mężów transwestytów.

Małgorzata uważa, że transwestytyzm czyni transseksualistom ogromną szkodę społeczną. – Ludzie myślą, że to tylko zabawa, przebieranka, kabaret – wylicza. – Nie wierzą, że to poważna choroba. Trafiamy z nimi do jednego worka z napisem „zboczeńcy”.

Gośka potrafi bezbłędnie odróżnić transseksualistę, nawet jeśli operacja się udaje, a kuracja hormonalna odnosi pożądany skutek. W telewizyjnych programach erotycznych – uważa – większość tańczących na rurze dziewczyn kiedyś była chłopcami. Można poznać po śladach po jabłku Adama oraz po charakterystycznym układzie żeber.

Jeśli diagnoza dr. Dulki jest jednoznaczna, rozsyła on pacjentów: dziewczyny do kliniki w Łodzi, chłopaków do kliniki w Gdańsku. Wcześniej jednak pacjent musi pójść do sądu i zaskarżyć swoich rodziców, żeby dokonać korekty aktu urodzenia i otrzymać nowy dowód. Bez tego lekarze niechętnie podejmują się definitywnych chirurgicznych ingerencji: nie wolno im usuwać zdrowych organów. W Polsce zmiana personaliów ma charakter procesowy.

Marcin ma w tamtym okresie trudności, ponieważ nie wie, w jakiej aktualnie melinie znajduje się jego matka. Rodzeństwo, które już wie o chorobie, radzi Marcinowi, żeby się powiesił. Ponieważ matce jest wszystko jedno, Marcin może wybrać dla siebie imię. – Małgosia mi nagle jakoś przyszła do głowy, no to powiedziałam sobie, że będę Małgosią.

Przed 1999 r. operacje zmiany płci współfinansuje kasa chorych. Zabieg kosztuje ok. 5 tys. zł.

Małgorzata i Solidarność

Ale zanim Marcin trafi do dr. Dulki, mieszka pod mostem albo na ulicy. Jeśli ktokolwiek nie obrzuca go błotem, to tylko wiecznie pijani współbezdomni. Na przegubach przybywa poprzecznych blizn, pamiątek po chwilach desperacji. Wreszcie na horyzoncie pojawia się ktoś, kto nie pluje na widok Marcina. To proboszcz tutejszej dużej parafii. Proboszcz przyprowadza go do związanego z Solidarnością biura pośrednictwa pracy, wciąga do kościelnej grupy młodzieży pracującej.

Cztery lata temu biuro prowadził w Rzeszowie Grzegorz Kaszuba, dla którego bezdomny Marcin z osobowością kobiety jest kompletnym zaskoczeniem. – Na początku nie chcieliśmy wierzyć. Ale zasięgnęliśmy informacji, poznaliśmy życiorys. Zrozumieliśmy, że ona od urodzenia ma podwójną osobowość, można powiedzieć. Ja zadzwoniłem do jej domu dziecka. Zapytałem, dlaczego nikt się nad jej losem nie pochylił, jak była jeszcze bardzo młoda. Wykręcali się, tłumaczyli, że to nie była ich sprawa.

Marcin dostaje wreszcie od miasta mieszkanie komunalne, Grzegorz zabiera ją (go) na rekolekcje. – Ja uprzedzałem, że taka osoba z nami przyjedzie, ale grupa nie miała żadnych obiekcji.

Najważniejsze, że Grzegorz kontaktuje się z dr. Dulką i wie, jak ma przebiegać terapia Małgorzaty. W Kościele organizowana jest do puszek zbiórka na operację, ale ksiądz proboszcz nie tłumaczy, na jaką. Za te pieniądze Małgosia może kupić lekarstwa na pierwszy etap leczenia hormonalnego, może też wnieść do sądu sprawę o sprostowanie swojego aktu urodzenia. Teraz Marcin jest już przynajmniej nominalnie Małgorzatą Z. i Grzegorz może załatwić jej pracę sekretarki. – Musieliśmy z tą pracą poczekać, aż terapia hormonalna przyniesie rezultaty, bo klient, który przychodzi do firmy, musi wiedzieć, z kim rozmawia – tłumaczy Grzegorz.

Niestety Małgorzata, która boi się ludzi i cierpi na fobię społeczną, nie sprawdza się w pracy. Pracodawca ma do dzisiaj pretensje do Grzegorza, że przysłał mu kogoś takiego. Gosia nie sprawdza się także w roli uczennicy. Chociaż w Centrum Kształcenia Ustawicznego przyznają jej indywidualny tok nauczania, po kilku tygodniach nie jest już w stanie dotrzeć do szkoły, w której nikt nie nazywa jej inaczej niż zboczeniec.

Przedziwne zjawisko

Któregoś dnia podmiejski szpital proponuje Małgorzacie operację ginekologiczną i urologiczną. To jest krok, który zaważy na jej dalszym życiu. Koszt operacji pokryje ubezpieczenie. Dla sieroty bez dochodów to jest oferta nie do odrzucenia, chociaż szpital, który się podejmuje zabiegu, nie ma wielkiego doświadczenia. Nie trzeba czekać na widzenia z profesorami w Warszawie, nie trzeba dojeżdżać do Gdańska, odpadają koszty podróży. Operacja zostaje przeprowadzona anachroniczną metodą Edgersona, od kilkudziesięciu lat nikt nie przeprowadza zabiegów w ten sposób. Operacja się nie udaje, jej skutki są nieodwracalne. Małgorzata cieszy się dziś, że dzięki temu lekarze z tego szpitala poczuwają się do opieki nad nią.

Kończą się parafialne pieniądze, na poważną chorobę zapada proboszcz. Grzegorz umawia się z Małgosią na spotkanie. Tłumaczy, że finansowo już nic nie będzie mógł zrobić. Długo będzie miał żal, że Małgorzata podejrzewała go o przywłaszczenie sobie części pieniędzy, które zebrali. – A przecież widziała rachunki zapłacone za jej terapię. Wiedziała, ile zebraliśmy. Przecież przyszła tylko w sprawie mieszkania, a my zrobiliśmy dla niej bardzo dużo, a nie musieliśmy.

Tymczasem trwają ostatnie przygotowania do wprowadzenia reformy zdrowia, która przypieczętuje los Gosi. Na razie kilka razy w miesiącu Małgorzata zgłasza się do szpitala, gdzie lekarze usuwają z jej organizmu martwe tkanki. Kiedy wkrótce zachoruje na wyrostek robaczkowy, cały szpital ustawi się w kolejce, żeby obejrzeć przedziwne zjawisko. Małgosia jest już inwalidką II grupy, z zakazem podejmowania jakiejkolwiek pracy. W połowie leczenia operacyjnego, z marnymi szansami na przyszłość.

16 kwietnia 1999 r. Podkarpacka Kasa Chorych podjęła decyzję, że operacje zmiany płci jako świadczenia ponadstandardowe nie będą refundowane przez kasy. Za dalsze leczenie Gosia ma płacić sama, ale pieniędzy nie ma. Przez następne dwa lata nie opuszcza czterech ścian swojego komunalnego mieszkania. Pewnego dnia fala bezwładności poniesie ją do siedziby SLD.

Małgorzata i Socjaldemokracja

Konrad Fijołek, sekretarz Wojewódzkiego Sztabu Wyborczego Aleksandra Kwaśniewskiego, asystent posła Wiesława Ciesielskiego: – Przyszła w okolicach kampanii prezydenckiej i była w strasznym stanie. Mieszkanie zadłużone, ona wychudzona. Nie wiem, dlaczego przyszła, może dlatego, że biuro posła jest blisko jej mieszkania, a poseł ma regularne widzenia z mieszkańcami. Pewnie już nie miała się gdzie zgłosić.

Bała się ludzi, bała się cokolwiek powiedzieć. Poseł Ciesielski uregulował zadłużenie, Konrad Fijołek od razu postanowił Małgosię uspołecznić. – Z czasem zrobiła się trochę śmielsza, zaczęliśmy w biurze dawać jej drobne zadania. Pomaga przy komputerze, tworzy wykazy osób. Ostatnio, zachęcona sympatyczną atmosferą w biurze poselskim, Gosia sama postanowiła się upolitycznić: wypełniła deklarację członka Sojuszu Lewicy Demokratycznej i została przyjęta.

Pracownicy biura poselskiego przygotowali też pisma otwarte mające zachęcić lokalnych biznesmenów do finansowego wsparcia dalszego leczenia Małgosi. Pisma zawierają jej historię, opisują bolesny brak społecznej akceptacji. „Zaprzestanie leczenia naraża ją na bardzo poważne konsekwencje zdrowotne i społeczne – pisze poseł Ciesielski. – Nie bez znaczenia jest też wysoki odsetek prób samobójczych wśród osób z zespołem dezaprobaty płci”. Poseł Ciesielski odnosi się w liście również i do obecnej ekipy rządzącej; rządzący traktują takich jak ona jak dziwolągi, skazują na ogromne cierpienia. Niestety, list ten nie przyniósł żadnego rezultatu. Podobnie jak apele do żony prezydenta RP Jolanty Kwaśniewskiej, a także do Krajowego Sztabu Wyborczego Aleksandra Kwaśniewskiego.

Małgorzata i reforma

Reforma zdrowia utrwaliła pozycję Małgorzaty poza nawiasem społeczeństwa. Decyzją Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej Małgorzata otrzymuje 364 zł zasiłku miesięcznie. Nie dostaje renty, bo z jej schorzeniem renta nie przysługuje. Jeśliby podjęła jakąkolwiek pracę, straci zasiłek. Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia, jej operacja nie zostanie sfinansowana przez kasę chorych, chociaż jest w połowie leczenia, a jej ciało zostało zdeformowane.

Ponieważ nie stać jej na leki hormonalne, efekt poprzedniej kuracji zaczyna ustępować. Jeśli przestanie się leczyć, może stracić życie.

Ostateczny powrót Małgorzaty do społeczeństwa kosztuje 20 tys. zł.

Imię bohaterki zostało zmienione.

Konsultacja refundacji?

Minister Anna Knysok, pełnomocnik rządu do spraw ubezpieczeń zdrowotnych:

Decyzją ministra zdrowia z 2 listopada 1998 r. operacje zmiany płci zostały uznane jako usługi ponadstandardowe, pacjent płaci za nie we własnym zakresie, natomiast leki hormonalne podtrzymujące kurację refunduje kasa chorych.

W czasie dwóch lat obowiązywania ustawy do ministerstwa przyszedł tylko jeden list z krytycznymi uwagami. Trzeba mieć na uwadze, że to są ciężkie, nieodwracalne operacje, znane mi są przypadki, że osoby po zakończeniu procedury zmiany płci żałują swojej decyzji. Niemniej sprawa refundacji na pewno wymaga ponownych konsultacji w resorcie.

Polityka 10.2001 (2288) z dnia 10.03.2001; Społeczeństwo; s. 83
Oryginalny tytuł tekstu: "Skasowana płeć"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną