Analizą Biblii długo zajmowali się jedynie uczeni rabini bądź duchowni zamknięci w ciszy zakonnych bibliotek. Z czasem przyłączyła się do nich grupa badaczy świeckich, co zaowocowało powstaniem nowej gałęzi nauki, zwanej biblistyką. Do XVIII w. nikt nie podważał historyczności przekazu biblijnego aż do czasu, gdy badacze z Tybingi zastosowali do analizy tekstu metody krytyczne i zakwestionowali wiele niepodważalnych dotąd założeń. Dopiero pod koniec XIX w. odkryto, że na Pięcioksiąg (czyli pięć pierwszych ksiąg Starego Testamentu) złożyły się różne tradycje – przekazywane z pokolenia na pokolenie ustne opowieści – co uświadomiło badaczom niejednorodność i złożoność tej części Pisma Świętego.
Archeologia się buntuje
Przez długie lata jedynym zadaniem archeologii Bliskiego Wschodu było szukanie potwierdzenia historyczności opisywanych w Biblii wydarzeń. Gdy pojawiły się głosy podważające rzetelność historyczną Pisma Świętego, do Palestyny wyruszyli pełni wiary i zapału badacze, którym wydawało się, że odkrycia archeologiczne dostarczą najmocniejszych argumentów, by zatriumfować nad niedowiarkami. Archeolodzy na usługach Biblii z przekonaniem i wytrwałością odkopywali ślady, które z niezwykłą inwencją interpretowali tak, by ilustrowały Stary Testament. – Ich metodologia opierała się na błędnym scenariuszu: analiza Biblii, wykopaliska w miejscu wskazanym przez tekst i interpretacja znalezisk umożliwiająca potwierdzenie przekazu biblijnego – zauważa dr Michał Bieniada z Instytutu Archeologii UW, znawca archeologii Palestyny. – Jeśli wyniki rozmijały się z biblijną wersją wydarzeń, wymyślano najdziwniejsze, czasem wręcz karkołomne wytłumaczenia. I tak np., aby potwierdzić przekaz z księgi Jozuego o zdobyciu silnie ufortyfikowanego Jerycha, odmłodzono o tysiąc lat mury tego miasta, zniszczonego przez trzęsienie ziemi.