Klasyki Polityki

Pochwała obciachu. Powrót mody z lat 80.

Super Girl and Romantic Boys. – Jesteśmy antidotum na dzisiejszy popkoszmar – deklaruje zespół. Super Girl and Romantic Boys. – Jesteśmy antidotum na dzisiejszy popkoszmar – deklaruje zespół. Red Dog / •
Juniorki, cekiny, archaiczne gry komputerowe, zespół Kombi, lekko tandetny wystrój dyskotek – wróciły ociekające kiczem lata 80. To dziś najbardziej awangardowy trend. Żart? Bunt? Ucieczka od współczesności? Biznes? A może wszystkiego po trochu.

Na ulicach znów pojawili się tancerze break dance; bardzo stylowo jest pograć w stare gry, takie jak River Raid czy Super Ferrari na antycznych komputerach Atari lub Commodore. Nawet dres przestał być już kompromitującym mundurkiem chłopaków z miasta. Błyszczące, najlepiej stare, dresy z dużymi napisami i szerokimi paskami na rękawach jak najbardziej wypada nosić. Bardzo poszukiwanym towarem są dawne modele adidasów (firma naturalnie wyszła tym oczekiwaniom naprzeciw i wypuściła serię ze starym znaczkiem, czyli potrójnym listkiem). Jednym słowem modny jest oldskul (od ang. old school – stara szkoła). Bartek Chaciński w „Słowniku najmłodszej polszczyzny” drukowanym przez Duży Format definiuje, że oldskul to wszystko, co wygląda obciachowo (kompromitująco) i ma więcej niż 20 lat.

Powroty mód i trendów są dziś oczywistym elementem kultury. Ustalił się nawet ich rytm. Okres, gdy współczesne staje się retro, wynosi około 20 lat. Wracały lata 60. i 70., moda na lata 80. jest więc naturalną koleją rzeczy. Jedyne, co może dziwić, to że tamta epoka wróciła w najbardziej kiczowatej odmianie.

Perwersyjny wdzięk dźwięków

W połowie lat 80. Szczepan, lider punkowej grupy Po Prostu, wystąpił w Jarocinie w kosmicznych okularach i białej skajowej marynarce z napisami: Kombi i punk. Wtedy był to rodzaj kabaretowego żartu wymierzonego w popowy, komercyjny nurt muzyczny, lansowany przez telewizję. Dziś przeboje Kombi, Urszuli, Wandy i Bandy, Gaygi czy nawet Franka Kimono odtwarzane na starych gramofonach z winylowych płyt słychać na imprezach w anarchistycznych squatach i modnych warszawskich klubach. Na początku było w tym coś z atmosfery festiwalu najgorszych filmów, ale wszyscy świetnie się bawili.

– To był oddech, bo nie było w tym żadnej ideologii, tylko słuchanie czegoś, co wszyscy inni uważali za obciach – wspomina Max Cegielski, dziennikarz i didżej.

Polityka 50.2002 (2380) z dnia 14.12.2002; Społeczeństwo; s. 80
Reklama