W jednej z notatek prasowych była mowa o „metodzie kosmicznej”, w drugiej o „komorze do ćwiczeń w stanie nieważkości”. A więc jeszcze jeden pomysł z gatunku leczących „cudownych rąk”, który ma napędzić klientelę, dać zrozpaczonym rodzicom nową nadzieję? To trzeba było zobaczyć na własne oczy.
Na korytarzu trzeciego piętra ośrodka Syrena w Mielnie, należącego do stołecznego kuratorium oświaty, gdzie Euromed wynajmuje dwa z trzech budynków, dziewięcioletni Jerry S. Warren z Ohio bije rekord świata. To jego trzeci pobyt w Mielnie. Przed pierwszym, półtora roku temu, z trudem potrafił wstać. Pod koniec pierwszej terapii samodzielnie zrobił trzy kroki, po drugiej osiem. Teraz – 28-dniowy turnus kończy się za pięć dni – zrobił już 11 kroków. Zmęczony, ale szczęśliwy sunie dalej z mozołem. Kibicują mu rehabilitantki, opiekunowie innych pacjentów, ktoś z personelu utrwala wydarzenie na wideo. To dla taty i dziadków Jerrego, bo mama jest tak wzruszona, że nie potrafiłaby utrzymać kamery.
Wszyscy odliczają głośno kolejne kroki. Po fifteen Jerry mokry od potu osuwa się na kolana. Matka bierze go w ramiona, całuje, poprawia włosy. Wszyscy biją brawo. Lyndon, dwumetrowy policjant z Cincinatti, który przyjechał tu na terapię z 6-letnią córką delikatnie klepie po drobnych pleckach Jerry’ego powtarzając: – Jesteś wielki.
Wieczorem będzie feta, przy piwie i pizzy, którą taksówkarze dostarczają tu z Koszalina. Za chwilę zaś mama Jerry’ego wyśle za pomocą swojego laptopa e–mail do męża do Ohio i napisze, że ich syn „pobił dzisiaj rekord świata, bo sam zrobił 15 kroków”.
Zagadkowe przesyłki
Prawie połowa pacjentów Euromedu to Amerykanie. – Jesteśmy bardziej doceniani w USA niż w Polsce – twierdzi Ryszard Kowalczyk, współwłaściciel ośrodka.