Kawka i papierosik
Po co ludzie mają czytać, skoro obecnie wszyscy świetnie piszą
KATARZYNA JANOWSKA: – Zaproponował pan, żebyśmy się spotkali o 15.30. Co to za godzina w pańskim dniu?
TADEUSZ KONWICKI: – Piętnasta trzydzieści to jest czas po wypełnieniu ogromnej sterty obowiązków, po spotkaniu z kolegami w kawiarni, poględzeniu o niczym, po spacerze, po obiedzie w Czytelniku.
Jest pan wierny wydawnictwu Czytelnik od lat. Przy każdej okazji chwali pan obiady w stołówce Czytelnika, ba, nawet twierdzi pan, że trzymają pana przy życiu.
To prawda. W tej chwili żyję samotnie, a jestem trochę abnegatem, ale i pedantem. Panie z Czytelnika troskliwie o mnie dbają i tuczą mnie jak gęś.
Z tego, co widzę, mimo wysiłków pań, ciągle waga piórkowa. W książce „Kalendarz i klepsydra”, która ukaże się teraz na nowo po 30 latach, dużo miejsca poświęca pan kotu Iwanowi. Swoją drogą niezłe z niego było ziółko. Chyba słusznie pan podejrzewał, że był spokrewniony z rysiem albo z jakimś innym dzikim zwierzem. Ale jakoś nie widzę następcy Iwana.
Iwan odszedł w swoim czasie i od tamtej pory nie jestem w stanie znaleźć sobie partnera. Teraz, jako człowiek samotny, za dużo bym przeżywał nerwów i lęku o mojego współtowarzysza. Czy jemu jest dobrze, czy wygodnie? Czy jak wyszedłem, on się nie męczył, nie nudził? Jednym słowem, poczucie odpowiedzialności z tym związane zniechęca mnie, by mieć kota. Bo ja chciałbym już jak najmniej ponosić odpowiedzialności. Ale muszę dodać, że czuję obecność Iwana. Przez dłuższy czas po jego odejściu ciągle się o niego potykałem w korytarzu. Oczywiście to było złudzenie, ale świadczące o naszym przywiązaniu. I kto wie, czy on nie wspomaga mnie jakoś ze swoich kocich zaświatów. Iwan był obdarzony tajemniczą intuicją. W swoim czasie otrzymanie paszportu było loterią.