Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Klasyki Polityki

W obronie pana Kmicica

W styczniu 1655 przybył pan Andrzej Kmicic do Oleńki.

Poprzedni felieton poświęciłem czekającym nas w roku 2005 rocznicom. Jedną wszelako, gdyż godna jest stron odrębnych, specjalnie pominąłem. Teraz więc dopiero, w należytym wymiarze, przypomnieć ją wszystkim i przywołać pozwalam.

350 lat temu, w styczniu 1655 przybył pan Andrzej Kmicic do Oleńki. Precyzyjna data dzienna nie jest łatwa do ustalenia, możemy się jednak pokusić o jej przybliżenie. Wiemy, że po pierwszym spotkaniu „...przez następne dni kilka codziennie bywał pan Andrzej w Wodoktach”. Co oznacza „dni kilka”? – Mniej niż tydzień. Przypuszczalnie cztery do pięciu. Potem odbywa się sanna, podczas której wezwany zostaje chorąży orszański do Upity. „Upłynęło kilka dni, a Kmicic nie wracał”. Przyjmijmy konsekwentnie, że chodzi o 4–5. Następuje teraz pogrom Kmicicowej kompanii i spalenie Wołmontowicz. Kmicic ucieka. „W półtora miesiąca później” przybywa do Oleńki posłaniec z listem. „I znowu zaczęły płynąć dnie, tygodnie bez wieści o Kmicicu”. Mniej niż miesiąc, ale też tygodnie w liczbie mnogiej. Załóżmy, że trzy–cztery to już praktycznie miesiąc. I wtedy pisze Sienkiewicz: „przyszedł wreszcie kwiecień”.

Od wypadków w Wołomontowiczach do kwietnia minęły więc dwa miesiące i tydzień, co pozwalałoby je datować na około 20–25 stycznia. Wiemy wszakże, że miały miejsce w niedzielę, która w tym przedziale czasowym w roku 1655 wypadła 24 stycznia. Odejmujemy 8–10 dni i z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić możemy, że pojawił się pan Andrzej w Wodoktach między 14 a 16 stycznia 1655. 15 stycznia odpada, gdyż w piątek nie podano by wędlin. Tak więc 14 lub 16. 16 to w tym roku niedziela do jubileuszy wyborna. Cóż więc szkodzi, żeby na nią właśnie postawić. Zdrowie pary młodej!

Polityka 1.2005 (2485) z dnia 08.01.2005; Stomma; s. 99
Reklama