Tymczasem z języka potocznego wyszły słowa bękart lub bajstruk, a przynajmniej przestały brzmieć jak obelga. Polacy, rygorystyczni moralnie, potępiający w zdecydowanej większości zdradę małżeńską, seks przedmałżeński, homoseksualizm – wobec związków pozamałżeńskich i dzieci z tych związków odnoszą się z akceptacją.
Młodzi ludzie słowo bękart kojarzą teraz z bękartami królewskimi w dawnych wiekach, a nie z czasem obecnym, a termin „dziecko nieślubne”, jeśli nawet jest z jakichś przyczyn przywoływany, jest po prostu niebudzącą ocen moralnych kategorią.
Do tej rewolucyjnej zmiany przyczyniły się po części akcje Jerzego Owsiaka, które podniosły do niebywałej wagi troskę o dziecko. Dziecko nas wszystkich, uniwersalne. Mamy obowiązek i prawo pochylić się nad jego chorobą. Dziecko przestało być karane z przyczyn od niego niezależnych. Stąd też ciemnoskóre, skośnookie, ale też niewidome, kulejące budzą zaciekawienie, a nie agresję otoczenia.
Z naszej sondy w warszawskich przedszkolach wynika, że w ostatnich latach znacznie zwiększyła się grupa nieślubnych dzieci wychowywanych przez samotne matki. – Lecz nikt tym dzieciom nie dokucza, nikt nie szydzi – opowiada wieloletnia dyrektorka warszawskiego przedszkola Krystyna Broda. – I dla nich, i dla innych dzieci jest to naturalne, że wychowują się bez ojca. W starszych grupach, jeśli nawet dzieci wymieniają na ten temat informacje, to opiekunki nie zauważyły, by stanowiło to dla nich jakikolwiek problem. Tolerancja jest dużo większa niż w latach ubiegłych i dzieci nie są już wychowywane w przekonaniu, że ciąży na nich skaza, że dotknięte są jakimś złem.
Niemałą zasługę w utopieniu bękarta w rzece zapomnienia ma Kościół, wrogo kiedyś do nieprawego macierzyństwa nastawiony.