Klasyki Polityki

Końcowa stacja metra

Dopóki nie mieli namiotu, spali pod gołym niebem. Dopóki nie mieli namiotu, spali pod gołym niebem. BEW
Kiedy 24 maja telewizja pokazała, jak francuskie służby wynoszą z placu budowy w Montreuil ciała polskich kloszardów w czarnych worach, a w tle widać było strzępki namiotu, Stanisław Marzec, ojciec Mariana, miał przeczucie.

Nazwiska żadne nie padły, Marian z Darkiem nie byli kloszardami, ale Stanisław podzielił się złą myślą z sołtysem Franciszkiem, ojcem Darka. Potem zadzwonił ktoś z polskiego konsulatu w Paryżu.

To że Darek Marzec, syn sołtysa, z sąsiadem Marianem Marcem pojechali na saksy do Francji, nikogo we wsi Tereszpol pod Biłgorajem nie dziwiło. Wiadomo: na miejscu o pracę ciężko – kto przytomny, ten wyjeżdża. Teraz mieszkańcy wsi składają się na sprowadzenie Marców do kraju. Obaj zostali zamordowani pod Paryżem. Darek miał 25 lat, Marian 27 lat, żonę i dwoje małych dzieci. Trzeci zamordowany Polak, Kazik z podkarpackiego, miał lat 40. – Ten jest u Niemca na szparagach, ten robi na budowie, też w Reichu, tamten przy winogronach we Francji – Stanisław Marzec rozgląda się po wsi Tereszpol wymieniając gastarbeiterów. – Tylko Marian już nie wróci.

Wszystko albo nic

Ostatnia praca, jaką Marian Marzec miał w Polsce, była przy telefonach w urzędzie gminy Tereszpol parę lat temu. On, murarz-tynkarz po przeszkoleniu przez OHP, kładł kable w ścianach. Potem jako bezrobotny chodził do gminy po zapomogę na rodzinę, ale mu odpowiedzieli, że za młody i ma głowę we właściwym miejscu, więc niech sam pomyśli, jak żyć bez zapomogi. Marian przemyślał i został gastarbeiterem.

Jeździł z kolegą ze Zwierzyńca, bardzo blisko Tereszpola. Zbierali się w kilku i wynajmowali busa spod Rzeszowa, który wiózł ich, dokąd chcieli. Niemcy, Francja, Hiszpania, dwa miesiące, trzy, pół roku, na budowie, przy kafelkach, w cyrku, zawsze na czarno.

Polityka 25.2000 (2250) z dnia 17.06.2000; kraj; s. 35
Reklama