Od początku lat 90. żadne inne zabójstwo nie wzbudziło w Rosji tak wielu dyskusji. Wcześniej wstrząsnęła Rosjanami, podobnie do dziś niewyjaśniona, śmierć ojca Aleksandra Mienia, jednego z najpopularniejszych duchownych rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, ulubieńca inteligencji i popularyzatora prawosławia. Ojciec Aleksander był duchownym-humanistą. Ciągnęli do niego najświatlejsi ludzie tamtej epoki. Nieprzypadkowo to właśnie jego uczniowie stworzyli w Moskwie najbardziej otwartą na świat prawosławną wspólnotę.
Ojciec Aleksander w pewnym sensie był też misjonarzem – przechrzczony Żyd, nie bał się głosić Słowa Bożego wśród ludzi dalekich od wiary. Jednym z jego najbardziej znanych dzieci chrzestnych był poeta i dramaturg Aleksandr Galicz – Żyd, który jako pierwszy zademonstrował, że prawdę o reżimie można przekazywać również w formie pieśni autorskiej. Takich ludzi wśród parafian ojca Aleksandra było wielu. On jednak przede wszystkim starał się krzewić religię – w czasach ZSRR Rosjanie, którzy zupełnie zapomnieli o istnieniu Boga, nie rozumieli Cerkwi. Nie pojmowali samej wiary; niezrozumiała była dla nich obrzędowość, świątynie stały więc zamknięte, a duchownych podejrzewano o współpracę z KGB.
Niepospolity misjonarz
Ojciec Aleksander był symbolem niepospolitości Cerkwi. Jednak jej ówczesny zwierzchnik, zmarły niedawno patriarcha Aleksy II, takiej niepospolitości nie potrzebował. Zajmował się głównie sprawami gospodarczymi – odbudowywał i remontował świątynie. Musiał też wydawać Biblię – przed pierestrojką Michaiła Gorbaczowa księgę dla większości Rosjan niedostępną i zakazaną. Biblię dostawali czasami na przykład słuchacze Radia Watykańskiego, ale o kupieniu jej w cerkwi nie było mowy.
Hierarchowie Cerkwi poszli na nowy układ z władzą, aby przywrócić, jeśli nie wiarę, to chociaż cerkiewny autorytet i majątek.