Klasyki Polityki

Seks jak koks

Kogo i dlaczego dotyka ustawiczny głód seksu?

Fot. snipedus, Flickr (CC BY SA) Fot. snipedus, Flickr (CC BY SA)
Kobieta w seksualnym transie, jeśli nie wciągnie do łóżka kogokolwiek, kto się nawinie – hydraulika na przykład, który właśnie przyszedł naprawić kran – wyrusza także wieczorem na żer.

Po prostu ogier – mówią z zazdrością o takim koledzy. Myślą, bo tak się powszechnie sądzi, że seks nie może zrobić nikomu krzywdy, jeśli akceptują go uczestniczący w akcie partnerzy; przeciwnie – ustawiczny głód seksu jest oznaką męskości i zdrowia. Zwykle nie wiedzą, że on, ta maszyna seksualna, której nigdy dosyć, jest równie nieszczęśliwy jak osobnik szprycujący się heroiną.

„Ogier" jest w istocie narkomanem, seks jest jego narkotykiem. Tym groźniejszym, że podawanym od wewnątrz – pisze Patrick Carnes w książce „Od nałogu do miłości”. Nie musi wyciągać ręki po strzykawkę z płynem. Ma ją w sobie, w środku, niepotrzebny mu diler.

Opętani seksem stają się maszynami do wytwarzania wewnętrznych narkotyków. Są bezradni wobec nałogu. Bo, tak jak w przypadku narkomanii, alkoholizmu, hazardu, bulimii, nie są w stanie nie tylko zerwać z nałogiem, ale muszą przyjmować coraz większe dawki. Odstawienie bowiem kompulsywnego seksu powoduje objawy jak w chorobie alkoholowej, jak w narkomanii. Seksoholicy na głodzie dostają suchej skóry, miewają zawroty głowy, nudności, dreszcze, bóle mięśni i kości, poczucie zimna i kompletnej wewnętrznej pustki. Ci, którzy próbują wychodzić z nałogu, twierdzą, że droga do ozdrowienia jest boleśniejsza i trudniejsza niż ta, którą muszą przebyć narkomani.

W łazience przed klasówką

Seksuolodzy twierdzą, że masturbacja dzieci przedszkolnych mieści się w normie rozwojowej i stanowi naturalny przejaw eksploracji własnego ciała. Dziecko odkrywa przyjemności, jakich ciało może dostarczać, bez wiedzy o tym, że są one zaliczane przez dorosłych do zachowań seksualnych i że budzą w nich zaniepokojenie. Masturbacja taka mija w wieku szkolnym samoistnie, żeby znów wrócić na jakiś czas w okresie dorastania.

U dzieci wychowujących się w domach dziecka, a także w zimnych, dysfunkcyjnych rodzinach, w których są zaniedbywane, krzywdzone fizycznie, psychicznie lub seksualnie, masturbacja nie tylko nie ustępuje, ale staje się sposobem ucieczki przed stresem.

Jeśli dziecko niszczone jest przez rodziców ciągłymi pretensjami o stopnie, a wszystko co robi, nie jest dość perfekcyjne, dokładne i godne prymusa, nigdy nie zdobędzie pewności siebie, poczucia kompetencji i odporności na zależność. Będzie jako dorosły szukało czegoś, co daje oparcie, bo nie znajdzie go ani w sobie samym, ani w innych. Nałóg może dawać początkowo takie wsparcie.

Z badań Patricka Carnesa wynika, iż 78 proc. erotomanów pochodzi z rodzin rygorystycznie wymagających, w których robienie wszystkiego w idealny sposób było najwyższym priorytetem, a jakakolwiek niedoskonałość oznaczała dla rodziców, że dziecko było leniwe albo nie dość się starało. Zasługuje zatem na karę i deprecjację, dla jego dobra, rzecz jasna.

Jeden z seksoholików badanych przez Carnesa wyznaje, że karany, bity i poniżany przez rodziców, molestowany przez wuja, pełen wstrętu do jego praktyk, które go jednocześnie podniecały, znalazł sposób, żeby poczuć się znieczulonym i odrętwiałym psychicznie: chodził z rozpiętym rozporkiem.

Sposobów na znieczulenie jest wiele. Dzieci odkrywają przydatne po temu ucieczki, wąchanie kleju, wczesne upijanie się, narkotyki, sznyty robione na rękach żyletkami. Dla niego znieczuleniem stał się biedny dziecinny seks – wystawianie na zewnątrz siusiaka. To go raniło, podniecało i sprawiało, że na jakiś czas stawał się obojętny i nieczuły jak drewno. Już dorosły został ekshibicjonistą i nałogowcem seksu z prostytutkami.

Uciekanie się do quasi-seksualnych praktyk, które są początkowo tylko sposobem na oddalenie lęku, samotności, upokorzenia, prowadzi z biegiem czasu do tego, że nie można się już bez nich czuć normalnie. Produkowanie wewnętrznych narkotyków zmienia bowiem neurochemię mózgu, który wciąż żąda swojej dawki, swego haju, zwiększając to zapotrzebowanie.

Bez napisu „koniec”

Prasa donosiła ostatnio, że wiele kobiet skarży się na obsceniczne esemesy otrzymywane od anonimowych zwykle nadawców, którzy informują je, na co mogłyby liczyć jako ewentualne partnerki seksualne. Taki esemes nie zawsze bywa sprośnym żartem. Równie dobrze może być zachowaniem z repertuaru erotomana: im bardziej wyuzdane propozycje, tym dla niego większy haj.

Pokrewne z owymi esemesami jest podszywanie się pod niedoświadczonego chłopca, który zmutowanym celowo głosem prosi przez telefon wybrane ze spisu abonentów kobiety o rady, jak się zachować w różnych sytuacjach z dziewczyną. Kobieta w swej dobroci udziela takich rad strapionemu, nie mając pojęcia, że są one kontrapunktem do jego masturbacji. Ten typ erotomanów wciąż przeżywa, jedna po drugiej, wielkie romantyczne miłości, które są podkładem do ich niekończących się fantazji seksualnych. Uprawiając seks z własnym mózgiem unikają przy tym fizycznych kontaktów z budzącą pożądanie osobą, a jeśli już do nich dochodzi, nie uważają ich za satysfakcjonujące. Porcji narkotyku dostarcza im w dostatecznej dawce wyobraźnia.

To często ludzie wychowani w rodzinach, w których panowała atmosfera rozerotyzowania. Tata oglądał pornosy i przymykał oko, gdy dzieci filowały na ekran i jego erekcję. Rodzice nie zamykali drzwi do sypialni. Wujek mówił o ślicznych pączusiach dziewczynki. Ale nigdy nie doszło do kontaktu fizycznego z dzieckiem, które rosło w naładowanym seksualną elektrycznością powietrzu.

Przeniosło się ono na dorosłe życie takich dzieci. Teraz całymi dniami i nocami potrafią marzyć o seksie. Budują skomplikowane konstrukcje, całe wielkie fabuły ze sobą w roli głównej. Nim dojdzie do wyobrażanego stosunku, akcja toczy się długo, wzmaga się erotyczne napięcie, mnożą przeszkody, przeciwności, aż wreszcie koniec wieńczy dzieło. Seksoholik jest jak zahipnotyzowany, nie ma siły wyjść do sklepu, zadbać o siebie.

Erotomani na odległość doświadczają przy tym, jak niemal wszyscy pozostali, głębokiej rozpaczy, wstydu i upokorzenia, że nie są zdolni do wyjścia z nałogu. Niewolnicy własnej opery mydlanej, zawsze bez napisu „koniec”.

Na żer

Najtragiczniejszą bodaj grupą seksoholików są krążeniowcy. W pracy, jeśli jeszcze jej nie utracili, nie mogą się doczekać chwili, kiedy ruszą w miasto. Przemierzają ulice, parki, odwiedzają kawiarnie, penetrują dworce kolejowe i toalety, gotowi na seks natychmiast i z każdym, kto się zgodzi.

Widok par spacerujących w przytuleniu albo trzymających się za ręce powoduje w nich odczucie, które można by porównać do dzikiego głodu skręcającego jelita. Wiedzą, że mogą stać się ofiarą napaści, złapać chorobę weneryczną lub HIV. Seks z zabezpieczeniem czy bez niego nie robi różnicy, byle go w ogóle mieć.

Kobieta w seksualnym transie, jeśli nie wciągnie do łóżka kogokolwiek, kto się nawinie – hydraulika na przykład, który właśnie przyszedł naprawić kran – wyrusza także wieczorem na żer, choć dla niej to groźniejsze niż dla mężczyzny. Często zresztą doświadczanie haju wzmacniane jest przez odczuwany strach.

Jedna z kobiet badanych przez Carnesa opowiada, że jako dziecko panicznie bała się ojca sadysty. Okrutnie przez niego bita za najbłahsze przewinienie albo i bez powodu, wracając do swego pokoju natychmiast oddawała się masturbacji, żeby zagłuszyć lęk i ból. Skrzyżowanie strachu z masturbacją – lekiem na ten strach – utrwaliło się do tego stopnia, że teraz wybiera do krążenia niebezpieczne bary. Musi mieć oba w jednym – seks i strach.

Inne szukają seksu w biurze, w pokoju, do którego ktoś może lada chwila wejść albo na przykład z mężem koleżanki w jej mieszkaniu, gdy ona kąpie w łazience dziecko.

Zaraz potem na seksoholiczkę zwala się obrzydzenie za to, co zrobiła, nienawiść i bezbrzeżna pogarda do siebie. Takich odczuć nie mają na przykład pedofile i psychopaci. Więc po tym ataku obrzydzenia ona znów musi liczyć na to, że zapuka do drzwi listonosz, sąsiad, dostawca pizzy i uwolni ją od bycia szmatą. Albo musi ruszyć w miasto.

Aż do poranienia

Podobnie jak niektórzy homoseksualiści, oni także żenią się w nadziei, że będą żyć jak inni. Zmuszają żony do seksu wielokrotnie każdego dnia. Jeśli żony są przerażone byczą wydolnością mężów i odmawiają ciągłej gotowości, są często przez nich gwałcone. Użycie przemocy zwiększa haj albo jest wręcz warunkiem przeżycia orgazmu. Jedna zresztą kobieta erotomanowi nie wystarcza, jak alkoholikowi nie wystarcza jeden kieliszek. Mąż wikła się więc nadal w romanse, podboje, flirty. Jak przed ślubem – odwiedza prostytutki, obkłada się pornosami, wraca do masturbacji.

Z kobietami jest podobnie. Pięć minut po ślubie widzą się znów w łóżku z przedwczorajszym hydraulikiem, mąż samodzielnie nie zaspokoi żarłocznego głodu.

Jeśli seksoholik trafi na erotomankę, niszczą się każde na swój rachunek. Kopulacje na dwie pary z wymianą żon, spółkowanie aż do poranienia się... Jeśli żona nie jest uzależniona od seksu, mąż próbuje prowadzić podwójne życie, co zresztą mimo mistrzowskich kamuflaży, które potrafią stosować seksoholicy, prędzej czy później wychodzi na jaw. Rodzinie brakuje pieniędzy, bo odwiedzanie prostytutek, wiszenie na pornolinii i kupowanie stosów świerszczyków pochłania znaczną część zarobków męża.

Związek w końcu się rozpada. Żona ucieka zabierając dzieci, a on brnie dalej w seks. Coraz trudniej skupić mu się na pracy. Dotychczas był to teren, na którym, pochłonięty obowiązkami zawodowymi, zachowywał pewną wolność od nałogu. To stopniowo się kończy. Dawki narkotyku muszą być wszakże coraz większe, więc jeśli jest lekarzem, zaczyna obmacywać niby w trakcie badania pacjentki, a jeśli, powiedzmy, jest pośrednikiem handlowym, biedne te, które z nim handlują. Traci w końcu pracę, reputację, często zdrowie i sprawność. Żona się go brzydzi, dzieci nie chcą znać. Ląduje często na śmietniku.

Bywa jednak, że żona, nieerotomanka, nie tylko go nie rzuca, ale umiera z przerażenia na myśl, że zostanie porzucona. On ma obsesję na punkcie seksu, a ona – na punkcie jego. Kontroluje jego bieliznę, przegląda kieszenie, wącha garnitury. Łazi pod oknami domniemanych kochanek, śledzi, sprawdza, podsłuchuje, rozpytuje się. Zgadza się na wszystko, czego on zażąda, gotowa do współżycia non stop, byle mu dogodzić, byle go zatrzymać w domu. Uzależnia się od niego, zaniedbuje dzieci. Ma sobie za złe, że ponieważ on ciągle zdradza, widocznie nie jest dostatecznie dla niego mądra, elegancka, seksowna, bo inaczej byłby wierny.

On zresztą także cierpi. Jak wszyscy seksoholicy nie jest zdolny do głębokich więzi, skoro wszystkie są zwykle szybkie, tygodniowe, jednodniowe. Mają regulować jego nastrój, a nie być wyrazem jakiejś więzi.

Erotomani uważają zresztą często, że nie są warci czyjejś czułości, dobroci, starań. Pragną czułości, dobroci, ciepła. Ale nie są w stanie ich przyjąć. W końcu samotni, bez przyjaciół, utraciwszy rodzinę, pracę, mieszkanie, zdrowie, trapieni bezsennością, depresją, rozpaczą, bo narkotyku trzeba już tony, żeby się znieczulić, spadają na dno. Wielu z nich popełnia samobójstwo, wielu trafia do szpitali psychiatrycznych.

Czasem chcą ratować się sami. Próbują seksualnej anoreksji. Żadnej myśli o seksie. Tama, koniec, już nigdy. Po tygodniach fizycznej męki tama pęka. Rzucają się znów na seks zapamiętale, żarłocznie, jak tonący człowiek. Jeśli trafiają na kogoś, kto im powie, że nie są podli, lecz po prostu chorzy i muszą się leczyć, szukają specjalistów.

Na Zachodzie działają liczne koła anonimowych erotomanów. Terapia jest wzorowana na programie 12 kroków ruchu Anonimowych Alkoholików. Zaczynają od całkowitej abstynencji, by potem mozolnie budować nowe życie i nową seksualność, odkrywając, że może się ona także manifestować uśmiechem, spojrzeniem i czułym dotykiem. Niektórym się udaje. Odzyskują rodziny, pracę i szacunek do siebie.

Ja My Oni „I nie wódź się na pokuszenie" (90126) z dnia 21.07.2007; Pomocnik Psychologiczny; s. 10
Oryginalny tytuł tekstu: "Seks jak koks"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną