Po prostu ogier – mówią z zazdrością o takim koledzy. Myślą, bo tak się powszechnie sądzi, że seks nie może zrobić nikomu krzywdy, jeśli akceptują go uczestniczący w akcie partnerzy; przeciwnie – ustawiczny głód seksu jest oznaką męskości i zdrowia. Zwykle nie wiedzą, że on, ta maszyna seksualna, której nigdy dosyć, jest równie nieszczęśliwy jak osobnik szprycujący się heroiną.
„Ogier" jest w istocie narkomanem, seks jest jego narkotykiem. Tym groźniejszym, że podawanym od wewnątrz – pisze Patrick Carnes w książce „Od nałogu do miłości”. Nie musi wyciągać ręki po strzykawkę z płynem. Ma ją w sobie, w środku, niepotrzebny mu diler.
Opętani seksem stają się maszynami do wytwarzania wewnętrznych narkotyków. Są bezradni wobec nałogu. Bo, tak jak w przypadku narkomanii, alkoholizmu, hazardu, bulimii, nie są w stanie nie tylko zerwać z nałogiem, ale muszą przyjmować coraz większe dawki. Odstawienie bowiem kompulsywnego seksu powoduje objawy jak w chorobie alkoholowej, jak w narkomanii. Seksoholicy na głodzie dostają suchej skóry, miewają zawroty głowy, nudności, dreszcze, bóle mięśni i kości, poczucie zimna i kompletnej wewnętrznej pustki. Ci, którzy próbują wychodzić z nałogu, twierdzą, że droga do ozdrowienia jest boleśniejsza i trudniejsza niż ta, którą muszą przebyć narkomani.
W łazience przed klasówką
Seksuolodzy twierdzą, że masturbacja dzieci przedszkolnych mieści się w normie rozwojowej i stanowi naturalny przejaw eksploracji własnego ciała.