W krainie lutni i strugów
900 metrów pod ziemią. Jak pracuje się w kopalni najbardziej zagrożonej wybuchem metanu?
Kopalnia Zofiówka w Jastrzębiu Zdroju o najwyższej, czwartej kategorii zagrożenia metanowego. Szczęść Boże! – witają się górnicy w przodku ściany w pokładzie 406. Stąd zaczyna się droga węgla na świat i tu czyhają na górników największe niebezpieczeństwa. Jeżeli tutaj uda się wyrwać węgiel naturze, to dalej już spokojnie taśmociągami i skipami wyjeżdża na powierzchnię. W kopalni Wujek-Śląsk ta sztuka się nie udała. W węglowej ścianie metan zabił górników.
Strop – kopalniany sufit lekko zadrżał, posypały się kawałki węgla, zastukały o hełmy. Adam Tymiński, górnik obsługujący przenośnik ścianowy, uspokaja: – Coś tam klupnęło, spokojnie, normalna rzecz. W chodniku przyścianowym jakaś przerwa w fedrowaniu, węgiel nie jedzie. Wokół gąszcz taśmociągów, rurociągów, kabli, łańcuchów i podwieszonych szyn. Stalowa klatka, przez którą pędzi jak wiatr strumień powietrza. Zbawienny, bo rozrzedza metan do bezpiecznych wartości i wyprowadza na zewnątrz kopalni. Lutnia – specjalny rękaw zrobiony z płótna i gumy, który ułatwia wentylację – jest niedaleko. Wokół wszystko huczy i zgrzyta. Światło górniczych lampek ledwie przedziera się przez węglowy pył.
Zabija rutyna
Sygnały dźwiękowe ostrzegają, że będzie wznowione wydobycie. Strug ruszył w głąb 240-metrowej ściany, na taśmociągach pojawił się węgiel. W stropie, w najwyższym punkcie – tutaj to 3,8 m – zamontowany jest czujnik metanu. Jeden z kilku w tej ścianie. – Gdyby ktoś zaczął przy nim manipulować albo kazał przewiesić, to na dole zostałby potraktowany jak bandyta, bez względu na stanowisko – kończy Tymiński.
Na elektronicznej mapie dołu kopalni widać wskazania wszystkich 150 zamontowanych na stałe urządzeń. W kolorze zielonym, jest więc bezpiecznie.