Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Klasyki Polityki

Balcerowicz musiał przyjść

Inflacja roczna w grudniu 1989 r. zbliżyła się do 750 proc. I wtedy Balcerowicz przedstawił swój plan

Wikipedia
„Mało która transmisja radiowa i telewizyjna była oczekiwana i słuchana z taką powagą” – pisała „Gazeta Wyborcza”. „Bez przesady można powiedzieć, że na ten moment czekała cała Polska” – wtórowała „Rzeczpospolita”. 6 października 1989 r. Leszek Balcerowicz przedstawił zarys nowego programu gospodarczego.
Wikipedia

Dziesiątki dziennikarzy zgromadzonych w sali Pałacu Namiestnikowskiego i miliony Polaków przed telewizorami przysłuchiwały się wystąpieniu wicepremiera. Szef finansów obiecywał przede wszystkim krew, pot i łzy. Mówił: „Już sama likwidacja deficytu budżetowego i galopującej inflacji jest dla każdego rządu trudnym zadaniem. Nasz ma jednocześnie uratować majątek narodowy przed rozpadem i zmienić niemal wszystko, w dodatku ucząc się w tym czasie rządzenia. Nie jest to sytuacja do pozazdroszczenia. Przed zadaniami tymi staje jednak nie sam rząd, ale my wszyscy. Nam też nie ma czego zazdrościć”.

Koncepcja wicepremiera i ministra finansów opierała się na dwóch generalnych założeniach: jak najszybciej powstrzymać wzrost cen i przebudować strukturę własnościową w gospodarce. Ceną za uzdrowienie gospodarki państwa miały być spadek produkcji, masowe upadłości państwowych przedsiębiorstw, wreszcie pojawienie się bezrobocia, zjawiska oficjalnie nieznanego w realnym socjalizmie. W dodatku odczuwalnej poprawy w gospodarce należało się spodziewać nie wcześniej niż za rok.

„Wierzymy, że społeczeństwo rozumie, że mamy historyczną szansę zmian nie tylko politycznych, ale także ekonomicznych – powiedział wicepremier. – Wierzę w dojrzałość społeczeństwa”. I dodał: „Istnieje naturalna tendencja do porównywania tego, co będzie, z tym, co jest. Należy jednak także porównywać to, co będzie, z tym, co by było, gdyby nadal królowała u nas gospodarka nakazowa, rozdzielcza, scentralizowana. Niewątpliwie sytuacja byłaby wtedy jeszcze gorsza”.

Ekonomiczna Katastrofa

Tymczasem sytuacja była wystarczająco dramatyczna już w momencie startu reform.W Polsce szalała hiperinflacja. „Gazeta Wyborcza” podrożała od maja do grudnia czterokrotnie (z 50 do 200 zł), co i tak było podwyżką niezwykle umiarkowaną, zważywszy, że w tym samym okresie cena papieru wzrosła prawie dziesięciokrotnie.

Polityka 43.2009 (2728) z dnia 24.10.2009; Historia; s. 58
Oryginalny tytuł tekstu: "Balcerowicz musiał przyjść"
Reklama