W sumie posłowie chcą przesłuchać 14 świadków, w tym głównych bohaterów tzw. afery hazardowej: Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego. To od ich nieetycznych kontaktów z lobbystami z branży hazardowej zaczęła się cała sprawa. Ponadto przed komisją staną: były szef CBA Mariusz Kamiński, były wicepremier Grzegorz Schetyna, szef doradców premiera Michał Boni oraz sekretarz kolegium do spraw służb specjalnych Jacek Cichocki.
Obecność tak znaczących świadków, z czego kilku bezpośrednio związanych z rządem Donalda Tuska, skupi uwagę mediów na pracach komisji. Wśród posłów śledczych widać wyraźnie, że role zostały już podzielone. PiS zapewne będzie próbować wykazać, że mamy do czynienia z wielką aferą. SLD ma nadzieję, że zeznania świadków osłabią Platformę, zaś przedstawiciele PO zepchnięci zostaną do defensywy. Bo też i każdy z posłów w komisji reprezentuje interesy partii, która go do niej delegowała.
O poglądy lewicy na tę sprawę, planach i kulisach pracy śledczych zapytaliśmy związanego z SLD posła Bartosza Arłukowicza.
Grzegorz Rzeczkowski, POLITYKA.PL: Kamiński, Cichocki, Chlebowski, Drzewiecki, Schetyna, Boni i jeszcze ośmioro innych świadków. Wszyscy mają być przesłuchani w ciągu najbliższych kilkunastu dni. Szykuje się niezły maraton.
Bartosz Arłukowicz: Rzeczywiście spory. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że wcześniej prace komisji bardzo się ślimaczyły. Teraz, kiedy przechodzimy do świadków strategicznych, to ich liczba jest wręcz zastraszająca. A do tego w dokumentach są braki, dochodzą też cały czas nowe, np. notatka wiceministra finansów Jacka Kapicy, która ujrzała światło dzienne podczas jego przesłuchania.
Jak to wpływa na prace komisji?
Widać, że rząd nie sprzyja komisji.