Wielu spodziewało się, że ten tydzień może być kulminacją prac komisji do spraw afery hazardowej. Spełniło się bowiem marzenie przeciwników politycznych Donalda Tuska i premier stanął przed obliczem śledczych. Z dużej chmury spadł jednak mały deszcz. W czasie maratonowego, kilkunastogodzinnego przesłuchania w czwartek, nie dowiedzieliśmy się niczego nowego. Podobnie niewiele wniosły zeznania wicepremiera Grzegorza Schetyny (środa) oraz byłego premiera – Jarosława Kaczyńskiego (piątek). Zdaje się, że komisja, a przy okazji również widownia, powoli zaczynają odczuwać zmęczenie materiał
Środa godz. 12 - 20
Ośmiogodzinne przesłuchanie Grzegorza Schetyny to z jednej strony podejmowana przez posłów PiS próba udowodnienia, że był on uwikłany w kontakty z lobby hazardowym. Z drugiej zaś - zaciekła obrona szefa klubu parlamentarnego PO przed jakimkolwiek łączeniem go z tzw. aferą hazardową.
Wszelkie takie próby Schetyna błyskawicznie odrzucał niczym gorącego kartofla. Zapewnił, że nikt nigdy nie prosił go o interwencję w sprawie ustawy hazardowej. Przyznał się do znajomości z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem, ale podkreślał, że rozmawiali „tylko o piłce nożnej” nigdy zaś o hazardzie. I że nie znali się nawet prywatnie. Nie wiedział też, że biznesmen zna się ze Zbigniewem Chlebowskim, choć wszyscy pochodzą z Dolnego Śląska.
Co więcej - Sobiesiak przez pewien czas był właścicielem piłkarskiej drużyny Śląska Wrocław, zaś Schetyna – szefem rady nadzorczej sekcji koszykarskiej w tym klubie. Na prośbę biznesmena, gdy przez dwa lata finansowała ona piłkarzy. - To nie były biznesy – przekonywał Schetyna.
Parlamentarzysta zapewniał, że ciągu ostatnich dwóch lat spotkał się z nim tylko raz – we wrześniu 2008 roku i jak podkreślił „w miejscu centralnym lotniska” (rozmowę telefoniczną, w której biznesmen prosił o to spotkanie, podsłuchało CBA).