Kiedy w klubie PO zapadła decyzja, aby wykluczyć z komisji hazardowej posłów PiS Beatę Kempę i Zbigniewa Wassermanna, wszyscy parlamentarzyści Platformy dostali e-mailem oficjalne stanowisko partii. Wysłał je szef zespołu szybkiego reagowania Paweł Olszewski. – Nasi posłowie nie mają czasu śledzić pracy komisji hazardowej, ale pytani o nią przez dziennikarzy nie mogą uchylać się od odpowiedzi. Nasz zespół zebrał materiały i argumenty prawne za tym, że posłowie Kempa i Wassermann nie powinni zasiadać w tej komisji – mówi.
Jednak kiedy posłowie cytowali w mediach gotowe formułki, szybko okazało się, że polityczni doradcy z ośrodka decyzyjnego skupionego wokół premiera mają inne zdanie na temat wyrzucenia posłów z komisji. W Alejach Ujazdowskich słusznie uznano, że taka taktyka Platformie się nie opłaca. Premier dał sygnał, że z Kempą i Wassermannem popełniono błąd. To zdarzenie zmieniło reguły rządzące reagowaniem kryzysowym w PO. Od tamtej pory stratedzy z Wiejskiej pozostają na gorącej linii z najbliższymi doradcami Donalda Tuska.
PO odwraca uwagę
W Sejmie, w lidze grającej z mediami w sytuacjach kryzysowych, liczą się politycy zaliczani do niedawna do kręgu najbliższego premierowi. To szef klubu Grzegorz Schetyna oraz jego zastępcy: Rafał Grupiński, Sławomir Nowak, Grzegorz Dolniak i Waldy Dzikowski. Wspomaga ich spec od reklamy i nieoficjalny doradca Tuska – Maciej Grabowski, oraz minister w Kancelarii Premiera Igor Ostachowicz. To tym dwóm ostatnim, jak się wydaje, premier ufa dziś najbardziej, zarówno jeśli chodzi o bieżące reagowanie, jak i długofalowe strategie. To z nimi spotyka się niemal codziennie.
– W PO widać przemyślane działania w sprawie hazardowej – ocenia dr Bartłomiej Biskup, specjalista od marketingu politycznego z Uniwersytetu Warszawskiego. – Gdy wybuchła, były natychmiastowe dymisje, świadkowie wywodzący się z Platformy są dobrze przygotowani do zeznań. Ktoś z bliskiego otoczenia Tuska dobrze pomyślał, aby trzymać premiera z dala od afery. Nawet Bogu ducha winny minister Michał Boni przeprosił publicznie Donalda Tuska za urzędników, których nazwiska przewinęły się przez tę aferę. Dodaje, że dobrym posunięciem było też odwrócenie uwagi od głównych jej aktorów. W końcu Tusk ogłosił decyzję, że nie będzie kandydował na prezydenta, w czasie, kiedy zeznawał Drzewiecki.
Do tego zeznania byłego ministra sportu zostały nieoczekiwanie przesunięte, aby zbyt szybko nie zatrzeć dobrego wrażenia po zeznaniach Zbigniewa Chlebowskiego. – Ta spójna i systematyczna strategia została nagrodzona. PO odnotowała jedynie niewielki spadek poparcia w sondażach, który już zresztą został nadrobiony – komentuje Biskup.
PiS ufa prezesowi
W Prawie i Sprawiedliwości w sprawach strategii medialnej, ale tylko na czas kampanii wyborczych, bezkonkurencyjny jest duet Adam Bielan – Michał Kamiński. Jednak, co może zaskakiwać, na bieżące decyzje polityczne, które zapadają w gronie najbardziej zaufanych prezesa Jarosława Kaczyńskiego, ani oni, ani spece od marketingu politycznego nie mają wpływu. Mogą tylko ładniej opakować decyzję, która już zapadła.
Jeden z prominentnych polityków PiS narzeka, że jego partia mogła zdecydowanie więcej wygrać na aferze hazardowej, gdyby skorzystała z rad fachowców. A prawnicy i eksperci powinni pomóc lepiej przygotować się posłom do pracy w komisji.
Innego zdania jest przewodniczący Komitetu Wykonawczego PiS Joachim Brudziński, który winę zrzuca na „niektóre znaczące media”. – Każde nasze ostrzejsze wejście i atak powoduje efekt odwrotny – narzeka. Brudziński nie chce przyjąć do wiadomości, że to politycy PiS źle rozegrali sprawę. Zamiast rzucać wściekłe oskarżenia, które szybko wypłowiały, powinni ograniczyć się do zadawania pytań, a wnioski pozostawić wyborcom.
Według tego schematu, choć nie zawsze udanie, stara się działać SLD, który we wszystkich sytuacjach wymagających szybkiej reakcji wysłuchuje najpierw opinii ekspertów. Po wybuchu sprawy hazardowej kierownictwo partii za ich radą ustaliło, że posłowie SLD nie będą atakować PO „na ślepo jak PiS”. – Mieliśmy jedynie uwypuklać fakty i domagać się pełnego wyjaśnienia sprawy – wspomina jeden z posłów. Łącznikiem między zespołem szybkiego reagowania a władzami Sojuszu jest wiceszef klubu Tomasz Kamiński albo rzecznik prasowy SLD Tomasz Kalita, który odpowiada również za politykę medialną partii. – W sytuacji awaryjnej zwołujemy spotkanie zespołu z udziałem kierownictwa klubu i partii. Eksperci przygotowują analizy i dyskutujemy – mówi Kamiński.
Joachim Brudziński potwierdza, że sztab kryzysowy PiS tworzą najbliżsi współpracownicy partyjni Jarosława Kaczyńskiego. Adam Lipiński, Krzysztof Putra, Marek Kuchciński, Joachim Brudziński i Mariusz Błaszczak pojawiają się zawsze w gabinecie prezesa, gdy dzieje się coś, co wymaga natychmiastowej politycznej reakcji. Ostatnio dołączyła do nich Grażyna Gęsicka, nowa szefowa klubu parlamentarnego. – Zastąpiła Gosiewskiego po pierwsze dlatego, że jest osobą bardziej medialną, a po drugie Przemek działał zbyt swobodnie i do prezesa nie docierały wszystkie informacje z odcinka sejmowego, o których powinien wiedzieć – mówi osoba z bliskiego otoczenia prezesa. Pisowski zespół spotyka się kilka razy w tygodniu, najczęściej w siedzibie partii przy Nowogrodzkiej. Czasami zbiera się też komitet polityczny, ale do niego Jarosław Kaczyński odwołuje się tylko wtedy, gdy potrzebuje dodatkowej osłony dla trudnych decyzji.
W Platformie na porządku dziennym są przekazy dnia, które wymagają politycznej akceptacji. Członek zespołu szybkiego reagowania Maciej Orzechowski mówi, że w przekazach chodzi o formułowanie precyzyjnej informacji, zebranie faktów. – Codziennie rano analizujemy media pisane i elektroniczne, ale też staramy się przewidzieć, o czym się będzie mówić. W jednym przekazie jest pięć tematów. To raczej szkielet myślowy, a nie gotowe zdania do powtórzenia dziennikarzom – opowiada Olszewski.
SLD stawia na fachowców
Podobne przekazy, ale drogą esemesową, trafiają do parlamentarzystów SLD. W sprawie zakazu palenia w miejscach publicznych wszyscy jak jeden mąż powtarzali: „Palenie papierosów szkodzi zdrowiu, ale SLD jest przeciwna, aby to politycy decydowali za obywateli, co mają robić. Niech obywatele sami decydują, czy chcą chodzić do lokali, gdzie jest zakaz palenia. Jesteśmy przeciwni absurdalnym propozycjom egzotycznej koalicji PO-PSL-PiS”. Jednak najtęższe nawet głowy speców od politycznego marketingu, które współpracują z Grzegorzem Napieralskim, nie zawsze są w stanie pomóc. Mimo wielu spotkań i dyskusji Sojuszowi nie udało się osłabić fali krytyki, jaka wylała się po zawiązaniu koalicji z PiS, która przejęła władzę nad TVP. – To dla nas poważny problem, z którym jak na razie nie udało się nam poradzić. Platforma często głosuje tak jak PiS, mimo to nigdy nie padł na nią nawet cień podejrzenia, że jest w koalicji z Kaczyńskim – żali się nasz rozmówca z SLD.
Zespół szybkiego reagowania funkcjonuje w SLD od kilku lat. W jego skład wchodzi pięć, sześć osób, w większości ekspertów od kształtowania wizerunku i marketingu politycznego. Wiadomo o nich tylko tyle, że to wykładowcy akademiccy i pracownicy firm PR. Większość z Warszawy. – Są też dziennikarze, ale nie ci z pierwszego szeregu – zdradza poseł Kamiński.
Nie są na partyjnych etatach, bo zbyt dużo kosztują, ale dostają wynagrodzenie po każdej konsultacji. Działacze SLD już dawno zaakceptowali żelazną zasadę kapitalizmu mówiącą, że nic nie ma za darmo. – Nie warto zdawać się wyłącznie na własne wyczucie ani na opinie sympatyków, bo to grozi totalną klapą – argumentują. – Partie, które tego nie zrozumieją, przestaną się liczyć.
Chłopski rozum PSL
Wyjątkiem potwierdzającym tę regułę jest PSL. Waldemarowi Pawlakowi w sytuacjach kryzysowych doradza trójka najbardziej prominentnych działaczy Stronnictwa, czyli wicemarszałek Sejmu Ewa Kierzkowska, szef klubu PSL Stanisław Żelichowski oraz przedstawiciel ludowców w Kancelarii Premiera Eugeniusz Grzeszczak. Jeśli poza nimi prezes słucha jeszcze kogokolwiek, to Mariana Zalewskiego, wiceministra rolnictwa, który pełni również funkcję partyjnego eksperta od wizerunku. To dość ciekawa postać, z bogatym doświadczeniem w instytucjach, które obsadzało PSL.
Peeselowski zespół ma jasną strategię na wypadek sytuacji awaryjnych. – Bronimy naszych, dopóki można – mówi Eugeniusz Kłopotek. – To znaczy dopóki jednoznacznie nie udowodni się człowiekowi winy – precyzuje.
To, czego brakuje wszystkim partiom, to mapy działania w sytuacjach kryzysowych, rutynowych procedur stosowanych na przykład w wielkich korporacjach. – To minimalizuje ryzyko błędu, gdy działa się w emocjach, pod presją czasu i mediów i nie zawsze jest czas na przemyślane kroki – mówi dr Biskup.