Wyborcy dwóch największych ugrupowań są podzieleni bardziej niż Kaczyńscy i Tusk. Są jak kibice dwóch ścierających się na murawie drużyn, którzy w ogóle prawie nie patrzą na mecz, tylko zajmują się swoimi przeciwnikami na trybunach.
„Pisiory”, „pisdzielce”, „pislamiści” oraz „platfusy”, „POpaprańcy”, „POjeb…cy”, albo personalnie: „phemieh”, „Herr Thuske”, „Dondon”, „Chyży Rój”, „Słońce Peru”, a z drugiej strony „gejowy”, „Haczyński”, „prezydęt”, „Mamrotek i Bulgotek”. Ogólnie – „Kaczystan” kontra „Rysiuland”. Te frazy weszły do nieoficjalnego, ale powszechnego języka grup, które można określić jako aktyw elektoratów PiS i Platformy, działających i dominujących na niezliczonych forach i portalach internetowych, ale przenikających także do ogółu wyborców. To, co czasami jest piętnowane jako internetowe chamstwo, przenika swobodnie do realu i w istocie odzwierciedla realne myślenie, przekładające się na konkretne wyborcze decyzje.
Socjologowie dość zgodnie zauważają, że rola najtwardszych elektoratów jest nie do przecenienia, a ich twardość umacniają ci najbardziej bojowi i nieprzejednani, taki swoisty aktyw, który jest czujny i gotowy do walki dzień i noc. Choć z reguły twarde elektoraty nie wystarczają do wygrania wyborów, poddają ton i melodię w wersji hard, które potem w złagodzonej formie rozprzestrzeniają się w następnych warstwach wyborców.