W ciągu kilku lat pokazał przecież niezwykłą zręczność w układaniu sojuszy, także w ich rozbijaniu, a już zwłaszcza w mówieniu o sensie i bezsensie ich zawiązywania. Ta lista jest długa. Przypomnijmy - na początku była idea PO-PiS-u, ale tak realizowana, by w ewentualnie zawiązanej koalicji Jarosław Kaczyński miał rzeczywistą władzę, a Donald Tusk zawiadywał kłopotami.
Więc się rozleciało, co pozwala do dzisiaj politykom PiS opowiadać o pierworodnym grzechu zdrady i zaniechania PO, który spowodował, że potem trzeba było łapać do sieci co się dało, byleby utrzymać się przy władzy i przy idei IV RP. Stąd niby usprawiedliwiona sinusoida ślubów i rozwodów z Samoobroną i z LPR, zakończona notabene faktycznym zniszczeniem obu partii.
Po drodze – co najważniejsze – została przekroczona granica wyobraźni, czy inaczej mówiąc, politycznej przyzwoitości, gdyż pakty z Lepperem i Giertychem były widomym, krzykliwym dowodem na to, że gdy chodzi o władzę, o przaśne interesy, wzmożenie moralne nie działa i nie obowiązuje, a wręcz przeciwnie. Gdzieś w tle widać było sceny z pokoju pani posłanki Beger z udziałem uwodziciela politycznego posła Lipińskiego, który próbował złapać koleżankę Leppera na wędkę i jak to się mówi, na żywca.
W kolejnej odsłonie, z pozycji opozycji cicho przekracza się kolejną granicę, dogadując się z SLD co do podziału wpływów w mediach publicznych. A nawet więcej, otwiera się różne scenariusze zawiązywania koalicji przez PiS, różne techniki zarzucania sieci. Najpierw młody poseł PiS mówi, oczywiście „w swoim imieniu”, a nawet szerzej w imieniu „młodych” o ewentualności paktowania z SLD, gdyby tak wyszło z wyników nadchodzących wyborów, że.