Jacek Żakowski: – Antoni Macierewicz grozi panu sądem, bo wspomniał pan, że po protestach studenckich w marcu 1968 r. złożył zeznania obciążające Wojciecha Onyszkiewicza. Pomylił się pan?
Prof. Andrzej Friszke: – W żadnym razie.
A pozwał już pana jakiś bohater którejś z pańskich książek?
Nigdy. To chyba się nie zdarzyło żadnemu z moich kolegów.
Pańska książka „Anatomia buntu. Kuroń, Modzelewski i komandosi” opisuje m.in. najbardziej dramatyczną przygodę pokolenia Marca, które trafiło w tryby peerelowskiej machiny represji i zniosło to różnie. W 900-stronicowej książce fragment dotyczący Macierewicza zajmuje mniej niż stronę.
Bo on nie był istotną postacią.
Pointa tego fragmentu jest taka: „Zeznania Macierewicza obciążały jego samego, ale też Onyszkiewicza, który nie przyznał się do rozkolportowania ulotek (twierdził, że je zniszczył). Były też kolejnym elementem obciążającym w oczach SB doc. Samsonowicza”. Wstrzymał się pan od oceny.
Jest ocena pośrednia. Piszę, że Macierewicz należał do osób najczęściej karanych w więzieniu. To mówi o postawie człowieka.
A jaka jest ocena bezpośrednia?
Średnia. Ale z oceną moralną trzeba być ostrożnym. Ci ludzie znaleźli się w więzieniu po raz pierwszy, nie bardzo wiedzieli, co wolno i co należy, a poza tym byli prawie dziećmi. W większości mieli po 18–20 lat. Wśród kilkudziesięciu objętych tym śledztwem osób było z dziesięciu absolutnie niezłomnych, którzy odmawiali jakichkolwiek zeznań. Kilka osób zachowało się źle. Zeznawały obciążając innych. Większość była gdzieś pośrodku. Trochę zeznawali, coś potwierdzali, mówili półprawdy, kręcili.