Małgorzata Ostrowska sprawia wrażenie osoby zaprawionej w rozmaitych bojach. Była posłanką przez cztery kadencje (1993–2007), sekretarzem stanu w Ministerstwie Skarbu, potem w Ministerstwie Gospodarki, szefową SLD na Pomorzu. Ostrowską, która na ławie oskarżonych wyciera oczy chusteczką, oglądali nieliczni. Popłakała się, gdy Piotr M., były komendant powiatowy policji w Malborku, zaczął przepraszać za fałszywe oskarżenie. W ślady M. poszedł jego były zastępca Sławomir T. Obaj policjanci (już emerytowani) wcześniej, w śledztwie, twierdzili, że Ostrowska przyjęła łapówkę od znanego wówczas biznesmena z branży paliwowej Piotra K., zwanego królem Sztumu. Teraz tłumaczą, że „się ześwinili”, bo chcieli wyjść z aresztu. Były komendant przed sądem bywa patetyczny: „Zostałem instrumentalnie i brutalnie wykorzystany do zniszczenia życia niewinnej osoby. Z tym piętnem będę musiał żyć do końca życia”.
Po oświadczeniach policjantów do Małgorzaty Ostrowskiej zaczęły na powrót odzywać się osoby, które wcześniej bały się jej podać rękę, żeby – jak to ona sama określa – się nie skiepścić. Ale uważa, że emocje powinna trzymać na wodzy. Łzy polityków nie są wiarygodne.
Rzecz dotyczy mafii paliwowej. W firmach króla Sztumu w latach 2000–2004 dokonywano cudownego przemienienia tańszego oleju opałowego w droższy napędowy. Ze scen, które towarzyszyły temu procederowi, można by nakręcić niezły film. Kiedyś na przykład doszło do próby odbicia przez fałszywych policjantów dużych ilości trefnego towaru, zajętego wcześniej przez prokuraturę. Prawdziwi policjanci za pieniądze (w tym wypłacane co miesiąc jak pensja) oraz za inne korzyści osłaniali przestępczy biznes.