Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Kurs na front

PiS na smoleńskiej ścieżce

PiS składa wieniec pod Pałacem Prezydenckim, 10 lipca 2010 r. Od lewej: Mariusz Błaszczak, Jarosław Kaczyński, Joachim Brudziński i Marek Kuchciński PiS składa wieniec pod Pałacem Prezydenckim, 10 lipca 2010 r. Od lewej: Mariusz Błaszczak, Jarosław Kaczyński, Joachim Brudziński i Marek Kuchciński Andrzej Stawiński / Reporter
Polska polityka, po najdziwniejszej kampanii w historii, wraca w stare koleiny. Z tą tylko różnicą, że miejscem najważniejszej bitwy będzie Smoleńsk.

Zacząć wypada od krótkiego remanentu, bo gdy opadają emocje, sprawy widać wyraźniej. Warto więc zauważyć, że zwycięzca wyborów jest jeden – prezydent elekt Bronisław Komorowski, a nie Jarosław Kaczyński ani Grzegorz Napieralski. Wybory prezydenckie to kolejne zwycięstwo Platformy, a zwłaszcza premiera Donalda Tuska, i kolejna przegrana zwycięskiego jakoby PiS.

Wynik wyborów nie zachwiał koalicją, choć być może uczyni ją w przyszłości trudniejszą. Tusk musi podtrzymywać Waldemara Pawlaka, jednak w PSL słynne jest powiedzenie, że Pawlak prezesem partii będzie albo do śmierci, albo dożywotnio. W przypadku SLD względny sukces wyborczy pokazał to, co szef tej partii Grzegorz Napieralski realizuje od dawna, przekształcając swoje ugrupowanie w partię aparatu, tyle że młodszego i bardziej pragmatycznego, lepiej wyćwiczonego w politycznym marketingu. Środowisk, które miałyby ideowo poprzeć SLD, nie widać. W procesie wyborczym dla tzw. nowej lewicy i SLD wspólna była głównie fascynacja Kaczyńskim.

Pokój zapomniany

Nie widać też tych zasadniczych zmian w polskiej polityce, zwłaszcza takich, które miałyby się dokonywać pod dość napuszonym hasłem zakończenia wojny polsko-polskiej, która raz była, a raz nie. Kiedy mówił o niej na przykład Andrzej Wajda, okazywało się, że niesłusznie, niedopuszczalnie straszył. A gdy do jej zakończenia wzywał prezes PiS, stawała się ona wielkim wyzwaniem dla klasy politycznej. Zapewne temu wyzwaniu polska polityka nie sprosta i okaże się, że rację miał jednak Wajda.

Gdyby symbolicznie szukać takiego właśnie nowego-starego początku, można przywołać dwie sceny.

Polityka 29.2010 (2765) z dnia 17.07.2010; Temat tygodnia; s. 12
Oryginalny tytuł tekstu: "Kurs na front"
Reklama