Gdzieś, razem z panią Kluzik-Rostkowską i panem Poncyljuszem, zapodziały się problemy służby zdrowia, Polski A i B, funduszy unijnych, orędzie do przyjaciół Rosjan i inne kampanijne głupstwa. Lider największej partii opozycyjnej, który dopiero co zdobył głosy kilku milionów Polaków, w centrum debaty publicznej postawił obronę godności i pamięci swojego brata. Po krótkiej kampanijnej przerwie dokonała się ponowna prywatyzacja polityki.
Jadwiga Staniszkis, wielbicielka prezesa i wybitna interpretatorka jego myśli, powiedziała, że Jarosław Kaczyński ma prawo się wyżalić, a przecież łatwiej mu wyżalić się anonimowym czytelnikom niż mamie. Czy państwo słyszą to samo co ja? Skomplikowane relacje emocjonalne starszego pana z mamą, z bratem, potrzeba odreagowania, znalezienia winnych przypadkowej śmierci – to ma być teraz oś polityki w dużym europejskim kraju? Mam pytanie do zwolenników PiS: czy państwo nie uważają, że waszemu liderowi sprawy publiczne za bardzo mieszają się z osobistymi? Tak, brat Jarosława był prezydentem, ale na pokładzie Tu-154 byli prominentni politycy innych partii, generałowie, urzędnicy; ofiary katastrofy smoleńskiej miały braci, siostry, żony, dzieci, rodziców. Czy nie można im oszczędzić mnożenia bezsensownych hipotez, wskazywania kolejnych domniemanych współsprawców nieszczęścia? Oczywiście, Jarosław Kaczyński sieje wiatr i może zebrać burzę, naruszając taktowną ciszę, jaką otoczono dorobek zmarłego prezydenta, może też osłabić i narazić na kolejne klęski swoją partię. Ale wygląda na to, że ta sprawa nie podlega kalkulacji i kryteriom racjonalności.
Jarosława Kaczyńskiego uważam za utalentowanego polityka obdarzonego złym charakterem, człowieka, który – przepraszam za szkolną psychologię – ma wyraźny problem z zaleganiem afektów.