Abp Tadeusz Gocłowski, siedzący obok Krzywonos podczas obchodów 30-lecia Solidarności, wyznał prasie, że odczuwał jej „podniecenie polityczne” i obawiał się. Zawsze, gdy Krzywonos idzie do mikrofonu dziarsko, arcybiskup miewa wątpliwości, jak ta osoba, nieobyta z kamerami, sformułuje swoje myśli.
Hamuje bełkot działaczy
Choć nie ma jej w oficjalnym protokole dopuszczonych do wiekopomnego głosu, wyrywa się i tym razem formułuje je tak: – Jestem zwykłą kobietą, jakbym miała was urazić, z góry przepraszam. Krew mnie jaśnista zalewa, bo pan Jarosław obraża nas wszystkich. Momencik, nie pozwolę sobie przerywać. Jest telewizja, nasze dzieci oglądają to. Co myśmy sobie wywalczyli po 30 latach? Gwizdy? Momencik, ja mówię. Na Karuzeli Cooltury w Świnoujściu ktoś mnie zapytał, czy jesteśmy w stanie spędzić miło czas ze sobą. Obiecałam, że tak. Arcybiskup odetchnął, gdyż sformułowania Krzywonos były dramatycznie prawdziwe.
Krzywonos: – Patrzyłam w oczy Jarosława, żeby wyczuć, kiedy skończy, i mieć czas przedrzeć się do mównicy. Gdyby nie opowiadał pierdoł, nie wyszłabym do przodu, ale ruszyło mnie. Zaprasza się ludzi na zjazd, a on zaszczuwa ich, opowiadając, ile zrobił jego brat! Uważam, że Leszek powinien z Bogiem spoczywać, tymczasem brat rozszarpuje go politycznie, zagarniając sobie Solidarność. Ja długo nawet nie wiedziałam, że Leszek ma brata. Poznałam go później i nauczyłam się rozróżniać ich, bo, fakt faktem, razem byli różni.
To nie pierwsze zalanie się krwią jaśnistą Henryki, ostatniej żyjącej kobiety sygnatariuszki Porozumień Sierpniowych (Alina Pieńkowska zmarła na raka w 2002 r.