Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

TVP, czyli polityczna karuzela się kręci

PiS wraca do TVP

Na stanowisko prezesa TVP powrócił zapomniany już przedstawiciel PiS Romuald Orzeł.

Orzeł był zawieszony, ale czas zawieszania minął i właściwie nie było już kogo delegować do zarządu - tak zakręciła się karuzela zawieszeń i odwieszeń. Jeżeli przedstawiciele SLD kombinowali, a najwyraźniej kombinowali, że delegują teraz kogoś innego, to się przeliczyli, gdyż przedstawiciel ministra skarbu tym razem gry nie podjął.

Tym samym w mediach odrodziła się dobrze już znana koalicja SLD – PiS, która miała się przecież zupełnie dobrze przy podziale łupów - pierwszy program dla PiS, resztówki plus ogólna przychylność dla SLD. Można oczywiście mnożyć interpretacje dlaczego tak się stało. Najpowszechniejsza jest ta, że po prostu zaczęto kombinować już poza granicami prawa i przedstawiciel ministra skarbu powiedział „nie”. Zwłaszcza, że przy okazji taka decyzja mogła być formą nacisku na Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, aby wreszcie wybrała radę nadzorczą TVP.

Podobno KRRiT była gotowa zrobić to następnego dnia, ale nie zrobiła, gdyż pat trwający już kilka tygodni, a może i miesięcy (któż jeszcze te wszystkie perypetie zapamięta i po co?) trwa nadal, a Sojusz wdzięczy się do PiS coraz bardziej. Na przykład popiera, oczywiście w ramach pluralizmu politycznego, prof. Roszkowskiego na członka rady nadzorczej, na co nie wszyscy członkowie KRRiT chcą się zgodzić, gdyż zapewne wówczas pat by się pogłębił i przeniósłby się bezpośrednio do spółki.

Wrócił więc prezes Orzeł, być może wrócą pozdejmowane ostatnio programy prawicowych, radykalnych publicystów. I tak zabawa w zawieszanie i odwieszanie, zdejmowanie i przywracanie będzie trwała. Jeśli bowiem nawet KRRiT wreszcie pat przełamie, co oznaczać będzie, że nominaci kojarzeni z PO ugną się przed żądaniami SLD, to i tak nowy prezes pojawi się nie tak szybko. Musi przecież być z konkursu, a konkurs może na przykład trwać aż do wyborów.

Reklama