By zostać starostą w Kamieniu Pomorskim, najważniejsza jest zdolność szybkiego dodawania do dziewięciu, bo tyle wynosi większość radnych, potrzebna do jego wyboru. – Gdy zostałam radną dowiedziałam się od kolegów, że starostą zostawał tu ten, kto najszybciej objechał wszystkich radnych i namówił ich, by go popierali – opowiada radna powiatu kamieńskiego Alicja Zalewska - Kubiak. – Z radnego wychodzi wtedy małość. Wie, że w tym jedynym momencie jest bardzo ważny, więc stara się podbić swoją cenę.
Tym razem miało być inaczej. 25 listopada zeszłego roku mieszkańcy nadmorskich miejscowości - Międzyzdroje, Dziwnów, Świerzno, Golczewo, Wolin i Kamień Pomorski - wybrali 17 radnych powiatowych. Tuż po wyborach radni ustalili, że obędzie się bez kłótni, bez kupczenia głosami. Miała powstać Wielka Koalicja, 17-osobowa, wszystkich ze wszystkimi. To znaczy wszystkie kluby radnych podpisały porozumienie, że wspólnie wskażą starostę, wicestarostę i przewodniczącego rady.
- Ale potem zaczęło to przypominać wielki targ z partyjnymi straganami – mówi radna Zalewska - Kubiak. Z tego powodu przez trzy miesiące powiat kamieński był sparaliżowany. Odbyły się tylko dwie sesje. Na pierwszej Koalicja Samorządowa, skupiająca lokalne komitety wyborcze, wybrała na starostę byłego burmistrza Kamienia Anatola Kołoszuka. Na drugiej - koalicja skupiona wokół Platformy Obywatelskiej – szefową swoich struktur powiatowych - Beatę Kiryluk.
Dopiero sąd musiał rozstrzygnąć, który starosta jest prawdziwy. A prześledzenie tej historii po kolei – choć sami przyznajemy, że jest skomplikowane – dostarcza cennej wiedzy o tym, jak w Polsce działa demokracja. I to nie z perspektywy stolicy i wielkich politycznych wizji, tylko w gminach, powiatach i miastach, gdzie teoretycznie politycy powinni być najbliżej ludzi i ich problemów.