Tak wynika z faktów, które układają się w logiczny ciąg: dręczenie Polski Nordstreamem, zwłaszcza przebiegiem rury, która zagraża polskiemu portowi, zwlekanie przez wiele miesięcy z przykryciem wraku Tupolewa, cięcie go na części i odmowa jego wydania, podobnie jak czarnych skrzynek rządowego samolotu. Dokłada się do tego fatalna współpraca przy śledztwie, a potem upokarzający w treści raport MAK oraz nieskonsultowanie ze stroną polską terminu jego upublicznienia, przez co generał Anodina zaskoczyła premiera Tuska na nartach w Dolomitach. Wreszcie demonstracyjna zamiana tablicy w Smoleńsku.
Rosjanie dobrze wiedzą, że duża część Polaków ma do ich kraju stosunek, oględnie mówiąc, niechętny. Z drugiej strony, jak wiadomo, nic w Rosji nie dzieje się przypadkowo; wszystkie działania są inspirowane, a przynajmniej muszą mieć zgodę najwyższych czynników. Zatem przeczołgiwanie Tuska, te wszystkie afronty i „niezręczności” muszą służyć tylko jego świadomemu osłabianiu. W przeciwnym razie trzeba by uznać, że Rosja, uznawana powszechnie za państwo, które potrafi doskonale rozgrywać swoje interesy w innych krajach, nagle, w przypadku Polski, popadła w chaos i bałaganiarstwo. Albo zatem osłabia Tuska nieświadomie, czyli działa bezmyślnie (co raczej nieprawdopodobne), albo świadomie, czyli osłabić po coś chce.
Pytanie, po co? Otóż Jarosław Kaczyński na czele polskiego rządu miałby dla Rosjan mnóstwo zalet. Wzmacniałby wizerunek kraju z zaawansowaną rusofobią, co można wykorzystywać w relacjach z innymi państwami europejskimi i pomijać Polskę, mówiąc: patrzcie, jak my z nimi mamy rozmawiać?