W obszernych wywodach, wywiadach i w wiecowych mowach Jarosław Kaczyński dezawuuje dzisiejsze państwo, a za nim idą inni. To zaczęło się zaraz po zakończeniu kampanii prezydenckiej, choć ma początek jakieś 10 lat temu, gdy zaczęła się pojawiać idea IV RP, zaaplikowana w praktyce w 2005 r. przez Prawo i Sprawiedliwość. Zasadniczym motywem tej ideologii i praktyki była – jak mówiono – odnowa moralna państwa, istniejącego w postaci III RP, sanacja jego instytucji i praw, a w dalszej perspektywie także społeczeństwa.
Teraz chodzi o dopełnienie i wyostrzenie koncepcji IV RP, znanej i szkicowanej przez PiS przed laty jako antytezy dla III RP. Jeszcze raz zostały przypomniane wszystkie wcześniej wyliczane grzechy państwa od 1989 r., a zatem grzech pierworodny (czyli Okrągły Stół), układy korupcyjne, brak skutecznego prawa, niesuwerenne instytucje, władza agentury i inne znane argumenty, wielokrotnie kiedyś powtarzane. Ważne, że Kaczyński, po kilku latach dość ambiwalentnego odwoływania się do tej teorii, powrócił do niej z pełną siłą i narastającą determinacją, zwłaszcza że historia III RP – jak twierdzi „Raport o stanie Rzeczypospolitej” – została wydłużona o lata rządów Platformy Obywatelskiej, a wszystkie dawne wady nie tylko zostały zrestaurowane, lecz wręcz zwielokrotnione.
Najgorsza władza
Drugi front to szukanie, a raczej wskazywanie winnych upadku państwa. Listę otwierają oczywiście prezydent i premier, choć może w odwrotnej kolejności, zależy od momentu. Znajdują się na niej ministrowie, posłowie i senatorzy, także dziennikarze, wymieniani z nazwiska wedle ciężaru zasług, czyli win.