Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Bez paniki

Kibole i bezpieczeństwo podczas Euro 2012

Nie straszmy wizją chuligańskich rozrób podczas Euro 2012, bo mistrzostwa Europy kiboli nie obchodzą.

 

 

Skandal przy okazji finału piłkarskiego Pucharu Polski był do przewidzenia. Kibice Lecha i Legii się nienawidzą, stadion w Bydgoszczy nadaje się na imprezy lekkoatletyczne, ale piłkarskie już nie (sforsowanie barierek oddzielające trybuny od boiska to żaden problem).

Już kilka dni przed finałem przedstawiciele policji twierdzili, że gdyby to od nich zależało, zakazaliby rozgrywania tego spotkania właśnie w Bydgoszczy. Tym razem skończyło się na stratach materialnych, a wbrew temu, co twierdzi sekretarz generalny PZPN Zdzisław Kręcina, policja była skuteczna i sama demonstracja siły na stadionie wystarczyła, by kibole wrócili na swoje miejsca na trybunach.

Większym problemem niż kibolskie wybryki jest jednak to, że wszyscy, którym walka z piłkarskim bandytyzmem powinna leżeć na sercu grzeszą lekkomyślnością i sami pchają się w kłopoty, chodząc z chuliganami na zgniłe kompromisy. Okazuje się, że przywódca kiboli Legii, zwany „Staruchem”, objęty zakazem stadionowym, mógł kupić bilet na finał dzięki pisemnej rekomendacji, jaką do PZPN wystosowali stołeczni policjanci. W tej sprawie zapowiedziano wewnętrzne śledztwo, ale i bez niego pachnie układem: bilet za gwarancję spokoju. Trudno o bardziej wymowny przykład bezradności policji. Słuchać też, że wtargnięcie kibiców Legii na murawę po ostatnim gwizdku było wcześniej uzgodnione z PZPN. Ciekawe, czy gdyby chcieli wziąć udział w pomeczowym bankiecie, prezes Grzegorz Lato też by ich wpuścił?

Incydenty przy okazji meczów ligowych to u nas, niestety, smutna norma, tak samo jak machanie szabelką przez przedstawicieli rządu w reakcji na kolejne wybryki. Teraz, za każdym razem, gdy piłkarscy chuligani dają o sobie znać, słychać bicie na trwogę: zdemolują nam Euro, a wymuskane stadiony obrócą w perzynę.

Reklama